Panowie organiści, jestem po prostu PRZERAŻONY tym co przed chwilą przeczytałem. Wasza pogarda w stosunku do ludzi, którzy próbują śpiewać, jest szokująca! Gdzie Wasza miłość bliźniego?! Pokora wobec Zgromadzenia!?
A jeszcze jakiś mądrala sądzi, że to do niego odnoszą się słowa Chrystusa "błogosławieni, którzy cierpią prześladowania" ?! - owszem, ale nie do niego, lecz do ludzi których próbuje odgonić od Pana Boga w imię własnych wydumanych konceptów muzycznych!
Zacznijmy może od końca...
"
W imię własnych, wydumanych konceptów muzycznych..."
Nie wiem, czy orientuje się Pan, ale istnieje coś takiego, co nazywa się "nauka o muzyce". Uczy się tego w już szkołach muzycznych pierwszego stopnia. Przedmiot ów traktuje o takich czynnikach składowych muzyki jak melodia, rytm, tempo, metrum, harmonia, frazowanie i jeszcze paru innych. Opisuje jak powinny one wyglądać, jakie kryteria spełniać itd. Korzystali z nich i stosowali się do nich między innymi tacy ludzie jak Bach, Mozart, Beethoven, Liszt, Palestrina i paru innych

Pojęciami tymi operuje cała teoria muzyki, muzykologia, estetyka muzyczna i wiele innych nauk. Pojęciami tymi operuję i ja, skromny wiejski organista... W myśl tych właśnie pojęć kształtuję swoje muzyczne koncepcje, na nich opieram swoją ocenę wykonań jakichkolwiek utworów muzycznych, w tym również utworów muzyki kościelnej (a wszak pieśń jest utworem muzycznym i podlega tym samym kryteriom oceny estetycznej co np. IX Symfonia Beethovena). A zatem, gdybym to ja sam "wydumał sobie" całą naukę o muzyce, całą estetykę muzyczną i wszystkie zasady muzyki na dokładkę, no cóż... byłbym geniuszem tak wielkim, że Bach z Mozartem mogliby czyścić mi buty. Niniejszym kwestię "wydumanych" konceptów uważam za zamkniętą - bardzo nie chciałbym wchodzić w dyskusję na poziomie zupełnie podstawowym i przekonywać Pana, że pewne pojęcia muzyczne (rytm, właściwe dla utworu tempo, odpowiednia harmonia) są niemal muzycznymi aksjomatami. Można oczywiście odrzucić to wszystko i uznać, że "ci wszyscy mądrale coś tam sobie wymyślili, ale ja tam swój rozum mam i swoje wiem i nikt mnie pouczał nie będzie", ale wówczas jakakolwiek dyskusja jest - według mnie - niemożliwa.
"Odgonić od Pana Boga..." - jak rozumiem Pana Boga chwalić można jedynie całkowicie amuzycznym "śpiewem", a wszelkie próby jego zmiany i uczynienia go choć odrobinę bardziej znośnym z punktu widzenia estetyki muzycznej są "odganianiem od Pana Boga". Może wie Pan coś czego ja nie wiem, ale wydaje mi się (a oprócz mnie "wydumało" to jeszcze paru Ojców Kościoła), że Bóg objawia się ludziom międy innymi właśnie poprzez piękno. Piękno i doskonałość Liturgii ma być odbiciem piękna i doskonałości Boga. Przez całe wieki ludzie słuchali podczas Liturgii piękna chorału gregoriańskiego, wykonanego w sposób mniej lub bardziej profesjonalny, przez całe wieki słuchali utworów Palestriny, di Lassa, Bacha, Mozarta, przez całe stulecia śpiewali np. chorał protestancki (wg. mnie jeden z niewielu rodzajów muzyki kościelnej, który może być w sposób poprawny wykonywany przez całe zgromadzenie) i obcowali w ten sposób z
pięknem, a poprzez nie - z Bogiem. Może teraz obowiązuje jakiś nowy dogmat i Bóg objawia się teraz w szpetocie?... (Patrząc na niektóre współczesne kościoły znajduję potwierdzenie tej tezy - ale to tylko taka dygresja). A z mojej własnej malutkiej skromnutkiej działeczki - conajmniej kilka osób przyszło do mnie z tekstem, że "wreszcie mogą w tym kościele jakoś godnie przeżyć Liturgię" i że "wreszcie jest jakaś normalna oprawa muzyczna" i że "wreszcie można normalnie coś zaśpiewać". Więc może z tym "odganianiem" to nie do końca tak... Kościół to nie tylko
[wycięte przez moderację - TT], jest w nim również miejsce dla ludzi nieco bardziej wyrobionych estetycznie.
"
Pogarda w stosunku do ludzi" - czy ksiądz mówiący podczas kazania, że tego i tamtego czynić nie należy, ponieważ jest to złe moralnie, przejawia pogardę w stosunku do ludzi? A czy ja, mówiąc (muzycznie - za pomocą grania i śpiewania) podczas Mszy, że śpiewać amuzycznie nie należy, ponieważ jest to złe i urąga elementarnym kanonom piękna, przejawiam pogardę w stosunku do ludzi? Szanowny Panie - powiem Panu to samo co od lat powtarzam swoim uczniom - organista jest jak pies pasterski w stadzie. Póki stado idzie tam dokąd trzeba pies biega z boku i jest fajnie, ale kiedy owieczki zaczynają się obracać "każda w swoją stronę" wtedy pies musi interweniować. Nieraz ugryźć. I dlatego owce nie lubią psa pasterza. Ale bez niego daleko nie zajdą... Pies nie przejawia pogardy do owiec, nawet gdy którąś musi ugryźć - on jest po to, aby one doszły tam, dokąd dojść mają całe i zdrowe.
"którzy próbują śpiewać..." - ludzi, którzy próbują śpiewać (albo już śpiewają) ja miłuję, gdyż są świadectwem, że moja praca przynosi jakieś rezultaty. Ludzi, którzy próbują zawodzić (przykro mi, nie mam lepszego określenia dla czynności, którą wykonują) ja nie miłuję, gdyż skutecznie przeszkadzają tym pierwszym...
Pozdrawiam serdecznie wszystkich organistów i anty-organistów

Z Bogiem!