Skandal - podróbka mszy trydenckiej w Radomiu

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 03-02-2008, 21:23:29

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Biskup Zimowski wyznaczył do celebracji mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego księdza nie dość, że wrogo nastawionego do tradycyjnej liturgii, to jeszcze nie umiejącego odprawiać. W efekcie wyszła hybryda NOM-owo trydencka.

Szczegółowy opis celebracji tutaj:
http://katolicy.net/news.php?readmore=120

Jak reagować na takie nadużycia?

tomas_wawa

Panie Tomaszu,
od początku dopuszczenia sprawowania Mszy w rycie przedsoborowym twierdziłem, że dopuszczenie do równoległego używania dwóch kalendarzy liturgicznych jest nieporozumieniem. Człowiek uczęszczający regularnie na Msze niedzielne uczestniczy w pewnym cyklu czytań. Zakładając, że jakiś ważny powód spowoduje uczestnictwo we Mszy o innej godzinie, niż zwykle, a Msza na którą ta osoba się uda będzie sprawowana w innym rycie, cykl ten zostanie zakłócony.
Ponadto nie gloryfikowałbym starego Lekcjonarza, w którym okres pomiędzy Bożym Narodzeniem a Środą Popielcową był wyjątkowo niespójny. Co prawda ten układ czytań przetrwał do dziś np. w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, to jednak po głębszej analizie uważam zreformowany po Soborze Watykańskim II układ czytań za zdecydowanie bardziej logiczny. Pozostał co prawda niewątpliwy problem z datą Święta Ofiarowania Pańskiego, wypadającego liturgicznie po faktach z życia dorosłego Chrystusa (Chrzest w Jordanie, Cud w Kanie), ale także po Święcie Objawienia Pańskiego, a więc zupełnie niechronologicznie względem wydarzeń opisanych w Ewangelii. Tak naprawdę Święto Ofiarowania powinno być przed Uroczystością Objawienia, gdyż pokłon Magów miał miejsce w czasie, gdy Chrystus miał ok. 2 lat, a Ofiarowanie w świątyni gdy liczył zaledwie 40 dni.
Kalendarze liturgiczne, zarówno przed- jak i posoborowe raz przyjmują daty symboliczne, umowne (w przypadku chociażby Epifanii), raz dosłowne (w przypadku Ofiarowania, Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Świętego).
Z punktu widzenia języka liturgii - to nie język rytu jest przedmiotem wiary, ale Chrystus, który za nas umarł (jednorazowym dobrowolnym aktem) i zmartwychwstał dla naszego usprawiedliwienia (żyjąc na wieki).  Jak słusznie stwierdza jedna z prefacji zwykłych "Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają".
Będąc miłośnikiem starych śpiewów liturgicznych (chociaż nie wszystkich - pobożność maryjna nigdy nie była mi bliska, zwłaszcza taka, która jawi się w wielu starszych pieśniach - np. Marii Panny, która (herezja!) odpuszcza grzechy (np. w dawnej wersji "Z dawna Polski Tyś Królową" - "Odpuść nasze przewinienia, Udziel łaski przebaczenia"), gdyż to nie NMP umarła za nas krzyżu i jak sam Jezus mówi "Tylko Syn Człowieczy ma władzę odpuszczenia grzechów". Jak słusznie stwierdził Paweł VI w centrum życia chrześcijańskiego powinien stać Chrystus (pięknie tę myśl oddaje współczesna pieśń "Chrystus, Chrystus to nadzieja cała nasza", pełna odniesień biblijnych ("On jest Głową Kościoła i początkiem wszystkich rzeczy"). To właśnie w ramach reformy posoborowej przywrócono np. chrystologiczny charakter Święta Ofiarowania Pańskiego oraz ograniczono obowiązkowe wspomnienia świętych, by nie zaćmiewać istoty wiary.
Wracając do języka liturgii - tradycjonalizm w tym względzie oznaczałby powrót do języka hebrajskiego, czy aramejskiego, bo tak modlili się pierwsi głosiciele Dobrej Nowiny. Trzeba jednak pamiętać, że to był ich język ojczysty. Chrystus w wieczerniku nie podawał chleba i wina, używając języka innego, niż ten, którym posługiwali się na co dzień zebrani na Ostatniej Wieczerzy Apostołowie. W przypadku Kościoła wschodniego Cyryl i Metody także przetłumaczyli księgi liturgiczne na język Słowian, którym oni faktycznie wtedy się posługiwali. To, że Cerkiew nie wprowadzała zmian w języku liturgii, pomimo zachodzących procesów językowych, to już zupełnie inna bajka...