Będąc przestraszony [nuty]

Zaczęty przez Rorantysta, 08-02-2008, 00:38:02

Poprzedni wątek - Następny wątek

Rorantysta

X. M. M. M., Śpiewnik Kościelny, 1838

Będąc przestraszony tak dziwnym widokiem,
   Że się Bóg swojej śmierci lęka!
W Ogrójcu gdy widzę na modlitwie okiem
   Dla mnie mizernego człowieka:
      Ma umrzeć Stwórca ziemi, nieba,
      Czegóż nam spodziewać się trzeba?
         Którzy nie jak Bogu,
         Przy swym złym nałogu
            Czynią wielkie zniewagi.

Postępując dalej myślą w tej podróży,
   Widząc, że już Boga imają;
Pragnienie mnie bierze, abym patrzał dłużej,
   Co za przyczynę tego mają:
      Nie widzę, tylko dobroć Pana;
      Ta rana jemu jest zadana,
         Którą dla zbawienia,
         Ludzkiego plemienia,
         Poniósł, bym był zbawiony.

Stawia się już Pan nasz wysadzonym sobie,
   Którzy go mają dekretować;
Okazuje im się w najlichszej osobie,
   Chcąc całemu światu pokazać:
      Żem ja Bóg, mógłbym czynić siła,
      Ale mnie miłość zwyciężyła,
         Która dla każdego,
         Chociaż najgorszego,
            Przy skrusze dać się rada.

Idąc za tym torem, którym Boga włócząc,
   Złość żydowska drogę toruje;
Od zaczętej męki nic mu nie folgując,
   Owszem więcej męczarń gotuje:
      A za co? za to, że nic złego
      Nie czynił dla stworzenia swego,
         Idzie obciążony,
         Gdzie go zgromadzony
            Lud na śmierć dekretuje.

Rozumiałem, że się nad nim kto zmiłuje,
   Widząc tak upokorzonego;
Alić złość żydowska cierniem koronuje
   I krzyż każe robić dla niego.
      Król chwały! za światowe złości
      Chce umrzeć, szczególnie z miłości,
         Aby tak zapłacił,
         Co człowiek utracił
            w złościach zapamiętały.

Już stanął na górze, pokazując metę,
   Do której każdemu iść trzeba;
Wypowiedział światu ostatnią waletę,
   Chcąc być Panem całego nieba:
      I zaraz święte jego ciało,
      Do krzyża przybite zostało,
         Gwożdżmi okrutnemi
         Niezaostrzonemi,
            Które ręce zorały.

Gdy wisi na krzyżu Bóg i Stwórca nieba,
   Upałem słonecznym spieczony,
Woła: pragnę! że mu napoji potrzeba,
   Aby człowiek mógł być zbawiony.
      Z serc ludzkich, łez żalu wyciąga,
      Lecz się złość żydowska sprzysięga,
         By mu żółci dała,
         Octem napawała
            Boga, zamiast słodyczy.

Pije niezmarszczony żółć z octem zmieszaną,
   Który nam krwawe źródło toczy:
By żydów pragnienie napoił wylaną
   Krwią; przed onychże stawia oczy.
      Dwa źródła z boku wytoczone,
      Gdy serce włócznią przebodzone,
         Z miłości zostało,
         By nam udzielało
            Swych dobrodziejstw skarbnice.

Nowe prawo z krzyża Janowi przynosi,
   Matce swej go za syna dając;
Że się wypełniło pismo, światu głosi
   Z drzewa krzyżowego wołając;
      Umiera , zwisła na dół głowa,
      A przecie, mówi owe słowa:
         Boże dobrotliwy,
         Bądź im miłościwy,
            Bo nie wiedzą, co czynią.

Skały się porwały, gwiazdy się poćmiły,
   Słońce Stwórcy swego żałuje;
Zywioły swą radość w smutek zamieniły,
   Józef ciało z krzyża zdejmuje:
      A człowiek twardszy jest nad skały,
      Kiedy go krwawe nie zmiękczały
         Krople Stwórcy swego;
         I pomienionego smutku
            W nim nie wzbudzają.

Odbiera Maryja syna umarłego,
   Na swojem świętem składa łonie;
W białe prześcieradło już uwinionego,
   Zranione, maścią skrapia skronie:
      Do grobu z żałością zanosi,
      I łzami pogrzeb syna głosi,
         Byśmy go chwalili,
         I w sercu nosili,
            Jako Boga prawego.

knrdsk1

Melodia wg X.M.M.Mioduszewskiego:

bazanos

źródło: Richard Gillar - Zbiór melodyi do użytku kościelnego i prywatnego

Tradycja.Poznań

1. Będąc przestraszony tak dziwnym widokiem, – Że się Bóg swojéj śmierci lęka!
– W Ogrójcu, gdy widzę na modlitwie okiem, – Dla mnie mizernego człowieka! – Ma umrzeć Stwórca ziemi Nieba,
– Czegóż na spodziewać się trzeba? – Którzy, nie jak Bogu, – Przy swym złym nałogu – Czynim wielkie zniewagi.

2. Postępując daléj myślą w téj podróży, – Widząc, że już Boga imają; – Pragnienie mnie bierze, abym patrzał dłużéj,
– Co za przyczynę tego mają. – Nie widzę, tylko dobroć Pana; – Ta rana Jemu jest zadana, – Którą dla zbawienia
– Ludzkiego plemienia – Poniósł, bym był zbawiony.

3. Stawia się już Pan nasz wysadzonym sobie, – Którzy Go mają dekretować; – Okazuje im się w najlichszéj osobie,
– Chcąc całemu światu pokazać: – Żem ja Bóg, mógłbym czynić siła, – Ale mnie miłość zwyciężyła,
– Która dla każdego, – Chociaż najgorszego, – Przy skrusze dać się rada.

4. Idąc za tym torem, którym, Boga włócząc, – Złość żydowska drogę toruje,
– Od zaczętéj męki nic mu nie folgując, – Owszem więcéj męczarń gotuje; – A za co? za to, że nic złego
– Nic czynił; dla stworzenia swego – idzie obciążony, – Gdzie Go zgromadzony – Lud na śmierć dekretuje.

5. Rozumiałem, że się kto nad Nim zmiłuje, – Widząc tak upokorzonego; – Alić złość żydowska cierniem koronuje,
– I krzyż każe robić dla Niego. – Król chwały za światowe złości – Chce umrzeć, szczególnie z miłości,
– Aby tak zapłacił, – Co człowiek utracił – W złościach zapamiętały.

6. Już stanął na górze, pokazując metę, – no któréj każdemu iśdź trzeba; – Wypowiedział światu ostatnią waletę,
– Chcąc być Panem całego Nieba. – I zaraz święte Jego ciało – Do krzyża przybite zostało
– Gwoźdźmi okrutnemi, – Niezaostrzonemi, – Które ręce zorały.

7. Gdy wisi na krzyżu Bóg i Stwórca Nieba, – Upałem słonecznym spieczony,
– Woła: pragnę! że Mu napoju potrzeba, – Aby człowiek mógł być zbawiony. – Z serc ludzkich łez żal wyciąga,
– Lecz się złość żydowska sprzysięga, – By Mu żółci dała, – Octem napawała Boga, zamiast słodyczy!

8. Pije niezmarszczony żółć z octem zmieszaną, – Który nam krwawe źródło toczy.
– By żydów pragnienie napoił wylaną – Krwią. Przed onychże stawia oczy. – Dwa źródła z boku wytoczone,
– Gdy serce włócznią przebodzone – Z miłości zostało, – By nam udzielało – Swych dobrodziejstw skarbnice.

9. Nowe prawo z krzyża Janowi przynosi, – Matce swéj go za Syna dając; – Że się wypełniło pismo światu, głosi,
– Z drzewa krzyżowego wołając: – Umiera, zwisła na dół głowa, – A przecie, mówi owe słowa: – "Boże dobrotliwy,
– Bądź im miłościwy, – Bo nie wiedzą, co czynią!"

10. Skały się porwały, gwiazdy się poćmiły; – Słońce Stwórcy swego żałuje; – Żywioły swą radość w smutek zamieniły;
– Józef ciało z krzyża zdejmuje. – A człowiek twardszy jest nad skały, – Kiedy go krwawe nie zmiękczały
– Krople Stwórcy swego, – I pomienionego – Smutku w nim nie wzbudzają.

11. Odbiera Maryja Syna umarłego, – Na swojém świętém składa łonie, – W białe prześcieradło już uwinionego
– Zranione maścią skrapia skronie; – Do grobu z żałością. zanosi, – I łzami syna pogrzeb głosi,
Byśmy Go chwalili, – I w sercu nosili – Jako Boga prawego.    Amen.



Teofil Klonowski: ,,Szczeble do nieba", Poznań 1867, t.I, str. 232, pieśń 126.


W załączniku melodia z Klonowskiego, MIDI, nuty PDF i MuseScore spakowane w archiwum ZIP.
Ad maiorem Dei gloriam!