Tomku! Narobiłeś smaku a tu filmik "no longer available" (jak by to było po łacinie?)!
Więc może napisz chociaż co przedstawiał i dlaczego go zamieściłeś?
Co do kantorsko/organistowskiej orki na ugorze, trudno się nie zgodzić z ciężkim losem człowieka odpowiedzialnego za muzykę w swojej parafii. Do tego dochodzą sprzeczne przepisy i instrukcje dot. śpiewu (sami spieramy się o to na Forum przy każdej okazji) oraz duchowni, którzy uważają że święcenia kapłańskie dają im prawo sądzić że na śpiewie również znają się najlepiej i wtrącać do pracy kantora/organisty, często kompletnie bez sensu (chwała tym, któzy rzeczywiście robią to mądrze i celowo).
Jednak po raz kolejny wspomnieć należy o warunkach, które są konieczne by śpiew ożywiać a nie niszczyć.
Chodzi o taką rejestrację organów, by nie zagłuszała ludu;
O wysokość śpiewu, która musi być odpowiednia dla ludzi (w śpiewnikach praktycznie ZAWSZE jest za wysoko; ja sam dysponuję naprawdę szerokim ambitusem, ale jak mam "spinać pośladki" żeby zaśpiewać pieśń, a niedawno nawet Modlitwę Pańską, to jest to śpiew tak sztuczny i nienaturalny, że wcale mnie nie dziwi że nikt nie chce się weń włączać);
O tempo: im szybsze, tym mniej energii można w śpiew zaangażować, więc najczęściej ludzie po prostu nucą, żeby nadążyć za organistą; ponieważ równocześnie organy bywają za głośno, tego nucenia wcale nie słychać - więc po co się starać? Tempo właściwe do śpiewania przez lud można wypracować śpiewając z ludem z nawy, nie z organów, gdzie poczucie przestrzeni jest zupełnie odmienne. Także w prezbiterium nie da się wyczuć właściwego tempa. Po prostu - śpiew ludu ma własne tempo, zależne od przestrzeni danego kościoła, śpiewanie na sposób kantorski daje możliwość poznania i ZROZUMIENIA tego tempa. Albo przynajmniej słuchanie ludzi w czasie gry (oczywiście jeśli organy znów nie są: za głośno, za szybko i za wysoko, co umożliwia ludziom otwarcie gardła a więc możliwość słyszalnej emisji).