Psalm 31 (30): In Te, Domine, speravi, non comfundar

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 30-05-2007, 21:04:26

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

PSALM 31
In Te, Domine, speravi, non comfundar


W Tobie ufność swą kładę, Boże niezmierzony,
A ty nie daj, abych był kiedy zawstydzony!
Prze dobroć swoje racz mię z trudności wybawić,
Usłysz mój głos, a chciej mię na swobodzie stawić!

Weźmi mię w swą obronę, niezwalczony Panie,
A to za twardą skałę i zamek mi zstanie.
Tyś mój wał, Tyś mój zamek; a prze imię swoje
Prowadź mię i opatruj liche zdrowie moje!

Pomóż mi z sideł, które na mię zastawiła
Przeklęta zazdrość; Tyś jest wszytka moja siła.
W Twoje ręce poruczam żywot swój teskliwy;
Ty mię broń, jako zawżdy, Boże mój prawdziwy!

Przyjaciela ci ze mnie na wieki nie mają,
Którzy w rzeczach niepewnych pewności szukają.
Ja swą nadzieję kładę w Twej, Panie, litości,
A Ty mię zawżdy cieszyć raczysz w mej trudności.

Raczyłeś się użalić mego udręczenia,
Pomogłeś duszy mojej z ciężkiego trapienia.
Tyś mię z nieprzyjacielskich srogich rąk wybawił
I na miejscu przestronym nogi me postawił.

Raczże się mnie użalić i dziś, wieczny Panie,
Bo w tych frasunkach moich ledwie że mię zstanie.
Wzrok-em stracił od płaczu, serce mi struchlało,
Młodość przed czasem zbiegła, sił w kościach nie zstało.

Śmieje się nieprzyjaciel, sąsiedzi się śmieją,
Powinowaci do mnie przystąpić nie śmieją,
Który zajźrzy, ucieka; rowniem tak wypłynął
Z ich pamięci, jakobych już na wieki zginął.

Jaki na śmieciach leży z domu wyrzucony
Wiotchy czyn, takem ja jest od ludzi wzgardzony.
Ci mię jawnie sromocą, drudzy się zmawiają,
Którym kształtem o zdrowie przyprawić mię mają.

A ja w tej wzgardzie ludzkiej i w tym strachu srogiem
Tobie ufam, o Panie, Tyś jest moim Bogiem.
W Twoje ręce są lata i bieg mego wieka,
Ty mię racz wyswobodzić z rąk złego człowieka!

Rozświeć swą dobrotliwą twarz nad sługą swoim,
Okaż swe miłosierdzie w tym ucisku moim.
Niechaj za to, Boże mój, wstydu nie odnoszę,
Że Cię w swych doległościach o ratunek proszę.

Niechaj się niepobożni ludzie zapałają,
Niechaj swego upadku niedługo czekają!
Bodaj usechł i upadł zły język wszeteczny,
Cnoty skaźca i dobrych nieprzyjaciel wieczny!

Jako wiele dóbr, Panie, które Ty gotujesz
Wiernym swoim i które tu już okazujesz;
Kryjesz je przy swej twarzy przed ludźmi srogimi,
Bierzesz je przed języki w dom swój wszetecznymi.

Błogosławion bądź, Panie, któryś mię wybawił
Z mych trudności i w miejscu obronnym postawił.
Jaciem już był bez mała zwątpił w łasce Twojej.
Aleś Ty nie przebaczył przecie skargi mojej.

Wierni, Pana miłujcie; wierne Pan miłuje,
A z hardymi wedla ich pychy postępuje.
Bądźcie stali, którzyście w Panu położyli
Ufność swoje, a serca wasze On posili.

ania_s

#1
Franciszek Karpiński

PSALM XXX
In te Domine speravi, non confundar.


Wielu rozumie, że ten Psalm złożony był od Dawida, kiedy był uciekł do Achisa króla Geth, albo Saul ana pustyni Maon. Ale lepiey rozumieć powszechnie, że w czasie prześladowania Saulowego złożony był.

Tobie ufałem, Boże niezmierzony!
Nie day, abym był kiedy zawstydzony:
Jak lubisz prawdę, tak bądź mą zasłoną,
Nakłoń twe ucho, śpiesz się z twą obroną.

Bądź mą twierdzą, i ucieczki domem,
Gdziebym się w czasie schronił przed pogromem.
Bądź Bogiem mocnym, i przez imię twoje
Wiedź mię za rękę, wzmaćniay zdrowie moje.

Od sideł, które na mnie zastawiano,
Wyrwiy mię, wszakże jesteś mą obroną:
W twych ręku składam żywo móy tęskliwy,
Panie lat moich, i Boże prawdziwy!

Dobrego oka twego nie uznają,
Którzy w swém życiu próżności szukają.
A ja nadzieję w tobiem złożył, Panie,
Litość mi twoja za pociechę stanie.

Raczyłeś spoyrzeć na me udręczenie;
Dałeś w ucisku duszy mey zbawienie.
Z nieprzyjacielskich tyś mię rąk wybawił,
W mieyscu bezpieczném nogi me postawił.

Zlituy się, Panie, wśrzód bólu mojego,
Wzrok mi móy ustał dla gniewu twojego;
Życie mi gaśnie, niszczeją wnętrzności,
I lata moje w ustawney żałości.

W moim ucisku zwątlały mi siły,
I wyschłe mi się kości poruszyły;
Móy nieprzyjaciel palcem mię skazuje,
Zły sąsiad z mego nieszczęścia żartuje.

Ci, co od dawna jeszcze mi sprzyjają,
Mówić, widzieć się ze mną obawiają;
Jak mnie postrzegą, spotkania się chronią,
Ani mię ścisną przyjacielską dłonią.

Jak gdyby mię już na świecie nie stało,
Tak o mnie wszystko razem zapomniało.
Jako naczynie, które zaniedbano,
Tak mię za podły wyrzut poczytano.

Stałem; oni mię szczęściem nie poznali:
Jakież potwarze na mnie nie gadali?
Zeszli się w radę, i już się zgodzili,
By mię niewinnie życia pozbawili.

Jam w Panu ufał w nieszczęściu tak srogiem
I rzekłem: „Boże! nie jestżeś mym Bogiem?
„Ty moim losem zarządzasz od wieka,
„Racz mię uwolnić z rąk złego człowieka.”

Łaskawém, Panie, spoyrzyy okiem twojém,
Okaż twą litość w tym ucisku moim;
Niech za to kiedy wstydu nie odnoszę
Że cię w mey nędzy o ratunek proszę.

Niech się niezbożny lud wstydem zapali,
I niechay go śmierć niewczesna z nóg zwali;
Boday zaniemiał język ten złośliwy,
Co celem jego jadu sprawiedliwy.

Jak wielka jeszcze słodycz zachowana
Dla tych, którzy się obawiają Pana;
Którzy przed ludźmi wyznawają śmiało,
Żeś jest ich Bogiem, choćby co się stało.

Kiedy się na nich złość ludzka skojarzy,
Ty ich ukryjesz w śrzód światła twey twarzy;
Gdy się za niemi zawziętość zażenie,
Ty im dasz w twoim przybytku schronienie.

Błogosławiony Bóg! który z litości
W tey twierdzy swojey ukrył mię w przykrości,
W tenczas, gdym błędnie myślał co inszego,
Że mię odrzucił od oblicza swego. 

A tys na głos móy wspomniał, wieczny Panie!
Kiedym cię wzywał w uciśnionym stanie.
Wy słudzy Pańscy! kochaycież go stale;
On szukać prawdy umie doskonale.

On pyszne głowy ku ziemi pochyli,
I w odpłatach się swoich nie pomyli.
Dal tego mężnie stać, i czynić macie
Wszyscy, którzy w nim nadzieję składacie.