Franciszek Karpiński
PSALM XXXIV
Judica Domine nocentes me.
W czasie prześladowania Saula, albo Absalona ten Psalm miał bydź złożony, wreszcie zrobiony jest przeciwko tym: którzy na Dawida potwarze miotali; a on zawsze pomocy Pańskiey wzywa.
Osądź tych, Panie, co mi kiedy szkodzą,
Zwalcz tych, którzy mię wojować przychodzą,
Weź broń, weź tarczę nieprzełomionę,
Powstań potężny na moję obronę,
Dobądź twey broni, i stań z nią przed temi,
Co mię ścigają z rękami krwawemi.
A potém rzekniy duszy mojey, Panie:
„Jam jest twą twierdzą, i cóż ci się stanie?”
Niech się wstecz zwrócą, i niech się zmięszają,
Co duszy mojey złośliwie szukają;
Niechay w ucieczce drogi im nie stanie,
Co kładli sidła na me zawikłanie.
Niech bedą, jak proch wiatrem pogoniony,
Niechay je ciśnie Aniół z każdey strony,
Niechay im droga ośliźnie, ściemnieje;
Niechay strach Pański nad niemi srożeje.
Ze bez przyczyny sidła mi stawiali,
I tyle mi krzywd niewinnie zdziałali.
Niechay w tez same sieci powpadają,
I w zdradzie na mnie zdrady doznawają.
A dusza moja w Panu wykrzykiwa,
I nad zbawieniem swojém się rozpływa;
Oto mey całey istności wołanie:
„Któż ci podobny znaydzie się, móy Panie?”
Kto ci podobny, który ubogiego
Z twardey wyrywasz ręki mocnieyszego?
Który żebraka na złość bogaczowi,
Zawziętemu nań wyrywasz losowi?
Fałszywi świadki przeciw mnie powstali,
I com nie myślał, to mi zadawali,
Za moje kiedyś dobre dla nich sprawy
Złe mi oddali; chcąc mię zbawić sławy.
Ja, gdy to żywo mi się naprzykrzało,
Grubą odziałem włosiennicą ciało;
Duszę ma postem pokorzyć zacząłem,
I moje modły w mém łonie zamknąłem.
Z temi, com sobie znał nieprzyjaznemi,
Obchodziłem się jak z braćmi mojemi:
Płakałem w ciszy, za niemi prosiłem,
Jakoby od nich więcey winny byłem.
A oni jeszcze serca ztąd nabrali,
I naprzeciwko mnie sie zgromadzali;
Tysiąc pocisków na mnie zgotowano,
A jak nie wiedział, za co mię ścigano.
Pan je rozproszył! Oni zatwardziali,
Jeszcze kilkakroć na mnie napadali.
Ohydzili mię swemi obelgami,
I w złości na mnie zgrzytali zębami.
Panie! gdzie stoję, gdy spoyrzysz w te strony,
Niech od ich złości będę uwolniony.
Wyrwiy z lwów paszczy jedynaczkę moję.
W zborze zaśpiewam wielkim chwałę twoję.
Niech się nie cieszą co mię napadają,
I co złość do mnie bez przyczyny mają:
Jeden na drugich niech nie mruga okiem,
Knując ustawne zdrady pod mym bokiem.
Obłudni ze mną łagodnie gadali,
A w złości serca zdrady zamyślali,
Wycierali mną gęby swe w biesiedzie,
Mówiąc: „Otóż go! jak mu się nie wiedzie!”
Widząc to, panie, nie zamilcz im tego,
Ani chciey sługi odstąpić twojego.
Powstań; niech sprawa zacznie się sądowa,
Z przeciwnikami sprawa Dawidowa.
Osądź mię według prawdy twojey wieczney,
Niech się nie cieszy wróg móy niebezpieczny.
Niechay nie słyszę więcey jego mowy:
„Cieszmy się, Dawid nie podniesie głowy”
Niechay swe twarze wstydem zafarbują,
Którzy się w mojém nieszczęściu radują;
By w swém zmięszaniu cześć mi też oddali
Ci, którzy na mnie z pogardą wołali.
Ty wierna rzeszo! ciesz się, cobyś chciała,
Abyś się moja niewinność wydała.
Żebym miał wreszcie pokóy z każdey strony,
Zawołay: „Boże! bądź błogosławiony.”
Język móy, Panie, będzie ci to śpiewać,
Co serce wiecznie chce rozpamiętywać.
Tę twoję prawdę, i tę litość twoję
Wychwalać będę przez wszystkie dni moje.