Psalm 39 (38): Dixi, custodiam vias meas

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 30-05-2007, 21:17:34

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

PSALM 39
Dixi, custodiam vias meas


Do tegom był myśl swą skłonił,
Abych się był zawżdy chronił
Nie tylko uczynku złego,
Ale i słowa bystrego.

Przeto, gdy mię zły strofował,
Jam swój język tak hamował,
Ze, nie chcąc rzec słowa złego,
Nie mówiłem i dobrego.

Ale żal mój zatajony
Tym więcej był objątrzony,
Serce mi w gniewie pałało,
Aż się słowo rzec musiało.

Przebóg, Panie mój, długo li
Człowiek będzie w tej niewoli?
Racz mi kres dni mych objawić,
Kiedy przydzie świat zostawić.

Ty żywiesz czas nieprzeżyty,
A mój wiek jest w garści skryty;
Lata mojej śmiertelności
Mniej niżli nic ku wieczności.

Błąd (mogę rzec sprawiedliwie),
Błąd jest człowiek, a co żywię,
Podobno to ku marnemu
Snu nocnemu, nieznacznemu.

Próżne jego frasowanie,
Próżna praca i staranie;
Zbiera, gromadzi, skupuje,
A nie wie, komu gotuje.

Czegóż czekać, o mój Boże?
Kto mię w nieszczęściu wspomoże?
Próżno gdzie indziej słać sobie;
Wszytka jest nadzieja w Tobie.

A Ty z Pańskiej swej litości
Racz zapomnieć moich złości;
Nie daj mię w pośmiech głupiemu
Człowiekowi nikczemnemu!

Nieprzyjaciel mię strofował,
A jam język swój hamował
Wiedząc, że to złorzeczenie
Było Twoje nawiedzenie.

Zdejmi ze mnie plagi swoje,
Bo prze ciężkie razy Twoje
Wszytka moc i wszytki siły
Zgoła mię już opuściły.

Kogo prze grzech zafrasujesz,
Tak go niewidomie psujesz,
Jako szatę mól tajemny;
Błąd jest człowiek, błąd nikczemny.

Skłoń łaskawe uszy swoje
Na płaczliwe prośby moje;
Przychodzień-ciem ja na ziemi
Ze wszytkimi przodki swemi.

Sfolguj, a daj się ochłodzić,
Póki nie przyjdzie wychodzić
Na drogę, z której człowieka
Już nie ujźrzeć aż do wieka.

ania_s

Franciszek Karpiński

PSALM XXXVIII
Dixi: custodiam vias meas.


Ten Psalm śpiewany był od Idithun, czyli przełożonego śpiewaków od Dawida po złorzeczeniach Semejego Dawidowi; rozmyśla nad krótkością i próżnością życia tego.

Rzekłem: wszystkiego będę się strzegł
       czynić,
Nie chcąc się moim językiem obwinić;
Stałem przy ustach moich na strażnicy,
Gdy przeciwko mnie powstali grzesznicy.

Upokorzony zamilkłem przed niemi,
Nie broniąc się sprawami dobremi,
Tylko ta, która kiedyś mię trapiła,
Znowu się świeżo boleść odnowiła.

Serce w wnętrznościach moich się wzruszy-
I w myślach gorzkich gniewem zapaliło, (ło,
Wtenczas do ciebie zawołałem: Boże!
„Naucz mię, jaki móy koniec bydź może?”

Pod liczbą każdy dzień się ludziom daje:
Niech wiem, czego mi jeszcze nie dostaje?
Ty mocny Boże dni moich mierniczym,
I moja istność przed tobą jest niczym.

Człowiek żyjący swoję próżność słodzi;
A sam, jako cień znikomy przechodzi.
Próżno się troszcze o skarbu zebranie,
Bo nie wié, komu po nim się dostanie.

A dzisiay moje jakież jest żądanie?
Jeżeli nie ty, naylepszy móy Panie?
Tyś moim skarbem, w tobie nie chybione,
I drogie moje nadzieje złożone.

Wyrwiy mię z tego, Boże nieskończony,
Wszak od złych ludzi już byłem wzgardzo-
        ny,
Zbywałem wszystko milczeniem niemego,
Bom sobie myślał: „Móy to Pan chciał te-
         go.”

Odeym odemnie rózgę, co mię kraje,
Pod ręki twoiey ciężarem ustaję:
Dla jego zbrodni przypadła nań bieda,
I w gniewie twoim strofujesz Dawida.

Jako proch wyschły takem wyniszczony!
Próżno się troszcze człowiek z każdey stro-
Jeśli Pan jego prośby nie wysłucha,      (ny,
Łzom jego nie da litosnego ucha.

Obróć się Panie! cudzy ja w twey ziemi!
Jam twóy przychodzień z oycami mojemi.
Odeym twą rękę, sfolguy na godzinę,
Niżeli świat ten porzucę, i zginę.