Psalm 69: Salvum me fac, Deus, quoniam intraverunt aquae

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 31-05-2007, 21:46:40

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

PSALM 69
Salvum me fac, Deus, quoniam intraverunt aquae

Ratuj mię, Panie, bo złych przygód nawałności
Sięgają we mnie ostatnich kości.
Topię się w srogim błocie; powódź mię porwała
I scalonymi wełny zalała.
Oniemiałem już prawie ratunku wołając;
Straciłem oczy w niebo patrzając.
Ledwie tak wiele włosów na głowie najduję,
Jako nieprzyjaciół wiele czuję.
Wzięli moc, którzy trapią nędzną moje duszę;
Nicem nie wydarł, a płacić muszę.
Ty wiesz moje prostotę, wiekuisty Boże,
Tobie mój grzech być tajny nie może!
Niechaj się, mocny Panie, za mię nie wstydają,
Którzy na Twoje pomoc czekają.
Prze Cię ja urąganie i sznupki odnoszę,
Prze Cię wstyd wieczny na twarzy noszę.
Bracia się mnie zaprzeli, matki mej synowie,
Ten cudzoziemcem i ów mię zowie;
A ja cierpieć nie mogę, kiedy lud przeklęty
Lekce uważa Twój zakon święty.
Twój pośmiech, Twoja wzgarda na mię się wracają,
Mnie serce trapią, mnie zapałają.
Jeślim płakał, jeślim swe postem dręczył ciało,
Wszytko mi to śmiech u nich jednało.
Jeśli mię w grubym chodząc worze upatrzyli,
Przypowieść ze mnie wnet uczynili.
Mną języka naczosać w bramie posadzonym;
Jam jest wieczorna pieśń opojonym.
W tym frasunku ja przedsię garnę się do Ciebie,
A Ty mię, Panie, przyjmi do siebie!
Wysłuchaj mię podług swej niezmiernej litości
I nieodmiennej swej stateczności!
Wyrwi mię z błot, wybaw' mię z ręku niepobożnych,
Nie daj mi tonąć w powódź rzek możnych!
Wielkie jest, Boże wieczny, miłosierdzie Twoje,
Skłoń ku mnie ucho łaskawe swoje.
Nie kryj twarzy przed sługą swoim, bom okrutnie
Jest utrapiony; usłysz mię chutnie,
Przybądź duszy na ratunk, aby niezmiękczony
Mój nieprzyjaciel był zawstydzony.
Nie jest u Ciebie tajne moje urąganie,
Moje przymówki, me zapałanie.
Wszytki Ty znasz, którzy mię trapić nie przestają,
A we mnie serce i siły tają.
A nie był, kogo by mój rzewny płacz rozkwilił,
Nie był, kto by mię słówkiem posilił;
I owszem, mię źli ludzie żółcią nakarmili
I w upragnieniu octem poili.
Niechże im też ich pokarm kością w gardle stanie,
A skąd pociechy szukają, Panie,
Niechaj smutek odnoszą; zaślepże im oczy,
A grzbiety zawżdy ku ziemi tłoczy!
Wylej na nie straszny gniew swej zapalczywości,
Niechaj nie ujdą Twojej srogości!
Dwury niech pusto stoją, a pod ich namioty
Niech pająkowe wiszą roboty;
Bo kogoś Ty uderzył, oni dobijają,
A rannym jeszcze ran przyczyniają.
Lecz Ty, Panie, złość zawżdy przykładaj do złości;
Niech nie uznają Twojej litości!
Wymaż je z ksiąg żywotnych; niechaj zły nie będzie
Położon w jednym z dobrymi rzędzie!
Nad mię człowiek troskliwszy już ani być może,
Przeto Ty mię sam opatrz, mój Boże!
A ty więc, moja lutni, pomni chwałę dawać
I Pańską łaskę wiecznie wyznawać!
Co Pan tak wdzięcznie przyjmie, że nigdy tak drogi
Przed Nim nie będzie wół złotorogi.
Na mię patrząc, ubodzy i ludzie strapieni
Będą na sercach swych ucieszeni.
W Panu trzeba mieć ufność, a Ten nie omyli
I w każdej trwodze duszę posili.
Pańskie ucho otwarte zawżdy jest ubogim,
Pomni On na swe w więzieniu srogim.
Niebo, ziemia i morze Temu niech cześć dawa,
I cokolwiek dusz w tym przemieszkawa;
Bo ten na gród syjoński wspomni w krótkim czesie
A judzkie miasta z rumów wyniesie.
I będą puste miejsca znowu osadzone,
I dawnym panom zaś przywrócone.
Po nich wdzięczne potomstwo w swej własności siędzie,
U których ważna cześć Pańska będzie.

ania_s

Franciszek Karpiński

PSALM LXVIII
Salvum me fac Deus.


Skarży się w tym Psalmie Dawid na prześladowców swoich, Saula, Sebę, albo Absalona, i prosi Boga o wyrwanie go nayprędsze od nich.

Wybaw mię Boże! nakłoń mi twe uszy,
Bo wylew smutku wszedł aż do mey duszy,
Utkwiłem w błocie niezbrodzoném nogę,
               I stać nie mogę.

Na morze potém puściłem się śmiały,
Fale mię morskie już już pogrążały,
W trwodze mi ustał głos, kiedy wołałem,
               I tonąć miałem.

Już mi się, Boże! patrząc przez dzień cały
Ku twemu niebu, oczy zmordowały,
Przecięż mych wrogów słyszę tyle głosów,
               Nad liczbę włosów.

Już się zmocnili, co bez żadney winy,
Anie mi szkodzić, szukają przyczyny,
I to w czém winney nie czuję mey dusze,
               Opłacać muszę.

Boże! który znasz me głupstwa kryjome,
I grzechy moje tobie są wiadome,
Nie day tym, w tobie co nadzieję kładli,
               Aby upadli.

Niech się nie wstydzą mym smutnym przy-
        kładem
Ci, którzy idą prawa twego śladem;
Wszakżem ponosił na twey drodze twardey
               Już tyle wzgardy.

Krew braci moich cudzą dla mnie była,
Gorliwość o dom twóy mię wyniszczyła;
I wzgardy, któreć wyrządzał wróg zajadły,
               Na mnie upadły.

Gdyśmy wśrzód postu włosiennicę wdzieli,
Poczytać nam to za obelgę śmieli;
I wchodzi Dawid, gdzie się tylko zmieści,
               W ich przypowieści.

Siedzący w bramie o mnie rozmawiali,
Pijący wino, o mnie pieśń składali,
A jam się modlił w pośrzód ich hałasu,
               I czekał czasu.

Tak jak jest wielkie twoje zlitowanie,
Chciey mię wysłuchać dobrotliwy Panie!
Tak jak jest pewność przyrzeczenia twego,
               Wybaw biednego.

Sprowadź mię, Panie, z tey błotnistey dro-
Gdzieby się moje uplątały nogi, (gi,
Wybaw mię od tych, co mi źle myśleli,
               Od wód topieli.

Niech nie pogrąża burza mię grzesznika,
Niechay mię morska głębia nie połyka,
Niech mi nie grożą otchłanie strasznemi
               Usty swojemi.

Chciey mię wysłuchać, litość ci jest miła;
Obróć się ku mnie, bo już cierpię siła;
Ani twey twarzy odwracay czas długi
               Od twego sługi.

Dla duszy mojey pokwap się z pomocą,
Od nieprzyjaciół wyrwiy mię twa mocą;
Ty wiesz, że sobie sam nie poradzę,
               Jestem bez władze.

Ty widzisz wszystkich, co mię prześladują,
Którzy mi nędze i rozpacz gotują;
Czekałem próżno, kto mię cieszyć będzie?
               Płakać wraz siędzie?

Żółć mi na pokarm  zwyczayny dawali,
A w pragnieniu mię octem napawali.
Do takich stołów miech sami przychodzą,
               Niech sobie szkodzą.

Niech się im zaćmią oczy rozpalone,
Niech im osłabną grzbiety nachylone;
Sprawiedliwego gniewu twego ręka,
               Niechay ich nęka.

Boday w swym domu mieszkańca nie mieli;
Że, którego twóy gniew na ziemi ścieli,
Oni przydają w złości niezrównaney,
               Ranę do rany.

Pozwól im, w zbrodniach niech się pogrą-
      żają,
Niech się przed tobą oczyścić nie znają;
Nie pisz ich w księdze między żyjącemi,
               Między prawemi.

A ja ubogi! ja cierpiący siła!
Którego dobroć twoja ocaliła,
Śpiewać ci będę pieśń, bez odpocznienia,
               Twego imienia.

Tem Boga więcey dla siebie zjednamy,
Nad młode cielce, co mu zabijamy;
Nad cielce, którym słabe jeszcze rogi,
               I wątłe nogi.

Niech to ubogich do radości wzrusza;
Szukając Boga, żyć będzie ich dusza,
Wysłuchał ich pan, ani wzgardził swemi
               Okowanemi.

Niechay go niebo, ziemia, morze sławi,
To, co się czołga, i to, co się pławi;
Bóg wesprze Syon, i wzrosną nad cudy
               Budowle Judy.

Mieszkać tu będzie Jakóbowe plemię;
Potomstwo sług twych osiędzie twe ziemię;
Tu wszystkich, którzy kochają cię Panie!
               Będzie mieszkanie.