Równy śpiew

Zaczęty przez mitokar, 06-11-2009, 13:34:13

Poprzedni wątek - Następny wątek

mitokar

Mam pytanie, może ktoś umie sobie dać z tym problemem radę i podpowie co czynić. Jak wyrównać śpiew podczas mszy. Mamy w wielu parafiach takie panie, które lubią być najbardziej słyszane i w tym momencie nie potrzebny jest organista, gdyż ciągle go przekrzykują >:(  Przy nauce pieśni jest wszystko ok. Kiedy już załapie melodię zaczyna się to samo.Po swojemu i aby głośniej. Jak się zejdzie ich kilka to wtedy jest super! Nie wiadomo co grać tak się drą!  Zwrócić uwagę z góry to śmiertelna obraza. Może Państwo mają jakieś antidotum na te rozdarte damy  :-\ Pozdrawiam.

slomkovsky

Jest chyba tylko jeden skuteczny sposób... poczekać, aż "przeminą". Ja miałem dwie takie panie, i póki żyły było ciężko. Najważniejsze to chyba nie ulegać i robić swoje.

mitokar

No właśnie, nie ulegam, ale mnie czasami ponosi i jak przyśpieszę to tchu nie mogą złapać ;D Za grosz kultury nie mają. Straszne katusze dla nas organistów.

kandelat

Cytat: slomkovsky w 06-11-2009, 18:07:24
Jest chyba tylko jeden skuteczny sposób... poczekać, aż "przeminą"

To chyba tak niezbyt ładnie. Żeby też Panie nie poczekały, aż organista przeminie :-D

Na Panie możliwy jest sposób taki: nauczyć więcej Pań śpiewać pełnym głosem. Gdy śpiewają w większej grupie głośnym wyrównanym dźwiękiem, wtedy nie wybijają się "solistki". Jest owszem głośno, ale może mieć to swój walor.
Trzeba wtedy popracować nad barwą.
Pozdrawiam, kandelat

slomkovsky

Rzeczywiście, niezbyt grzecznie, przepraszam.

Innym sposobem jest rozmowa z proboszczem, żeby zwrócił grzecznie uwagę owym Przodowniczkom Śpiewu.
Dodam jeszcze, że często takie panie są istną skarbnicą zapomnianych pieśni i zwrotek.

mitokar

Jeśli chodzi o moją parafię to niestety, Proboszcz nic w tej kwestii nie zrobi. Po drugie jak już chodzi o skarbnicę pieśni to też nie mogę się pochwalić, bo kiedy rzutnik się zepsuł to po pierwszej zwrotce wszyscy się wyciszali nie znając następnej. Trudny temat. Gratuluję tym, którzy takich problemów nie mają lub są wyjątkowo tolerancyjni. Może są i tacy, którzy poddają się i zaczynają grać na nutę tych śpiewaczek!Pozdrawiam.

knrdsk1

Rozumiem frustrację P.T. Organistów, proszę jednak by pohamować upust swoich żalów, szczególnie ten wymierzony przeciw ludziom. To Was, moi mili, źle nauczono w Waszych szkołach! To nie Wy jesteście tu najważniejsi! To Wy natomiast pełnicie ważną służbę, której celem jest (w zastępstwie kantorów, o których istnieniu chętnie zapomniano)  animowanie śpiewu Zgromadzenia. A już z całą pewnością nie jest rolą organisty zmuszanie ludzi by przestali śpiewać! A taki niestety obraz wyłania się z powyższych wypowiedzi. Organista ma conajmniej dwa narzędzia przymusu: mikrofon oraz organy. Jeśli do tego jest przekonany że tylko on potrafi śpiewać (jest przecież wykształcony!) to następuje katastrofa. Proszę potem się nie dziwić że ludzie w kościołach nie śpiewają. To najczęściej pokłosie działań organistów, którzy zmieniając się co parę lat wprowadzają własne warianty melodii, a nawet i tekstów, nie szanując pod tymi względami miejscowych zwyczajów.
Jeśli jednak zastanowić się co zrobić, by sytuację w śpiewie poprawić, usilnie proponuję: szanujcie ludzi! To ich śpiew najbardziej podoba się Panu, ich modlitwa! Współpracujcie! Rozmawiajcie z ludźmi, ale nie po to by ich uciszać, ale po to żeby śpiew brzmiał jak najpiękniej, żeby ludzi zachęcić! Co jest lepsze: że jeden organista wprowadzi swoje zwyczaje, przeciwne miejscowym, co spowoduje że - zwłaszcza najstarsi - zamilkną? A czy młodsi chcą śpiewać? Nie, oni nie śpiewają, co najwyżej mruczą pod nosem. Czy może lepiej by to organista z szacunkiem do ludzi zaczął z nimi współpracować, poznał miejscowe warianty melodii, czasem dużo piękniejsze niż te "wyrównane" w śpiewniku organisty? Jestem przekonany że taka powinna być kolej rzeczy. Pamiętajcie że organista rzadko dłużej niż kilka lat gra w jednym miejscu, natomiast miejscowa wspólnota liczy sobie najczęściej kilka setek lat!
Nasze forum powstało po to by gromadzić ginący i zapominany śpiew. Powstało także dlatego że spotykaliśmy na swoich kantorskich drogach wspaniałych ludzi, śpiewaków, kantorów, prostych a pobożnych, którzy często żalili się jak są źle traktowani przez organistów. Pomyślcie o tym! Cieszymy się że organiści zaglądają na forum, m. in. dla nich, jako baza danych, ono powstało. Wdzięczni jesteśmy za Wasze uwagi i przemyślenia dotyczące prowadzenia śpiewu czy doboru pieśni do Liturgii. Jednak to boli kiedy się czyta że "mnie czasami ponosi i jak przyśpieszę to tchu nie mogą złapać ;D", także dlatego, że sam zawsze śpiewam w kościele pełnym głosem (chociaż najczęściej wokół mnie ludzie bąkają pod nosem albo w ogóle milczą, to jednak dzięki temu niektórzy naprawdę zaczynają śpiewać odważniej!) a jest to zupełnie niemożliwe kiedy organista śpiewa zbyt szybko!
Jeszcze jedna prośba/rada - zechciejcie czasem zostawić swoje "narzędzia przymusu" i zejść do ludzi. Wtedy zobaczycie co naprawdę znaczy śpiew w kościele. To zupełnie co innego niż Wasze śpiewanie do mikrofonu! Zupełnie inne poczucie przestrzeni i dopuszczalnego tempa śpiewu! Proszę, dla dobra śpiewu, na którego istnieniu wszystkim nam zależy, zróbcie czasem taką próbę! Pozdrawiam i proszę raz jeszcze o szacunek dla ludzi!

slomkovsky

#7
Myślę, że mamy tu małe nieporozumienie :) Ja osobiście nie miałem na myśli ludu, który śpiewa wspólnie jednym głosem. W pełni się zgadzam, że organista ma za zadanie wspieranie tego śpiewu, a nie ulepszanie go wg własnych założeń. Problemem stają się jednak pojedyncze osoby, które prz niewielkiej liczbie wiernych (ja mam często do czynienia z grupą 30 osób) wybijają się wokalnie i stanowią realną konkurencję dla organisty. Ba! Zdarzył mi sie nawet przypadek, że jedna Pani zdążyła zacząć pieśń na zakończenie przede mną i to zgoła inną, niż zamierzałem.

Nie przeszkadza mi to, że ludzie śpiewają w innym tempie, niż ja bym chciał, że śpiewają inne melodie z innymi tekstami, niż są w śpiewnikach. Staram się brać pod uwagę wszelkie lokalnnie zakorzenione zmiany. O tyle mam łatwiej, że do tej pory moje miejsce było tuż przy ołtarzu, więc dokładnie słyszałem, co śpiewają ludzie.

Ktoś, kto próbuje zdominować głośnym śpiewem nie tylko organistę, ale i lud nie jest jednak wsparciem jedności Kościoła. Moje posty tyczyły się taych przypadków, nie zaś wiernych, którzy jednoczą się w śpiewie.

mitokar

Dziękuję za tę wypowiedź, bo właśnie o to mi głównie chodziło :) Dodam, że zaczęłam nawet robić przygrywki do Święty, bo zaczynały same nie wiedząc jaka będzie melodia. To są trudne sprawy i wiedzą o tym doskonale tylko organiści!

Krzysiek Garczarek

Oj, wiedzą, wiedzą... Aż czasami za bardzo  >:(

TomekBaranek

#10
Też tak mam, że ludzie niekiedy sami "wiedzą" jaka będzie melodia do Sanctus. Mam też kilku starszych panów, którzy na niedzielnej sumie są w stanie zmylić cały kościół, bo budynek nie jest za wielki, a głosy mają donośne. Czasem mnie to irytowało. Ale z drugiej strony, myślę sobie, że przecież ci ludzie nie robią tego specjalnie, po prostu tak  nauczyli, tak śpiewali przez całe swoje życie i ja tego już nie zmienię. Ja mam zatem taki wybór: albo to zaakceptuję, albo będę się bez końca wkurzał. Staram się akceptować i robić swoje. Jak zmylą, to naprowadzić pozostałych na właściwe ścieżki. W końcu od tego tam jestem. Najgorzej zawsze jest przy Credo, które u nas jest śpiewane. Co do Sanctus - nie gram przygrywek, konsekwentnie śpiewam obraną melodię i ludzie z reguły przy trzecim Święty już wiedzą jaka ona będzie. Nie przejmuję się tym zatem wychodząc z założenia, że są inne, ważniejsze problemy, więc po co sobie jeszcze dokładać. Kijem Wisły nie zawrócę  ;) , a nie mam zamiaru zapaść na jakieś psychosomatyczne schorzenia. A jest jeszcze z tego taki pożytek, że jak głośno zacznę śpiewać, to ludzie ten głośny śpiew podchwycą i niejednokrotnie śpiewają tak, że ściany drżą.
A z tych panów to mam jeszcze korzyść, bo u nas w Wielkim Poście jest odprawiana śpiewana Droga Krzyżowa, którą tradycyjnie "od ambonki" prowadzi organista. Nabożeństwo jest sprawowane w niedziele po sumie i w piątki po wieczornej Mszy. Ci panowie czekają chyba na te pieśni cały rok, bo tak głośno je śpiewają, że jestem pełen podziwu. Nie mają wtedy problemu z tempem, z melodią etc. Dzięki temu ja nie muszę się tak bardzo "eksploatować" bo panowie "prowadzą" śpiew, co przy mojej drugiej pracy w szkole jest nie lada dobrodziejstwem  :) A śpiewają naprawdę tak, że aż ciarki po plecach chodzą, a ich ostry, gardłowy śpiew rozdziera duszę na dwoje niczym zasłonę w jerozolimskiej świątyni :).

Zan

Najłatwiej to po prostu graj. Pod żadnym pozorem nie śpiewaj chyba, że jest już naprawdę źle. Nie ustępuj. Bas prowadź ćwierćnutami, a możesz też z ludźmi wszystko przed Mszą przećwiczyć i powiedzieć im co Ci nie pasuje lub co jest grane.  ;)