Chorał modalny czyli tonalny?

Zaczęty przez Fil z Lip, 18-04-2012, 03:12:00

Poprzedni wątek - Następny wątek

Fil z Lip

Szanowni Państwo!
Drodzy Miłośnicy Służby Bożej!

Chciałbym rozpocząć nowy wątek, który jest jednak również stary i w wielu innych wątkach Waszych podanych tutaj dyskusji, jak mi się wydało, obecny. A mianowicie pytam Was niniejszym (i.e. Wszystkich Państwa), jak zapatrujecie się Państwo na szkolno-oczywiste rozróżnienie na muzykę modalną i tonalną!

Bo, z jednej strony, wydaje się owo rozróżnienie zupełnie podstawowym i fundamentalnym - a zwłaszcza wówczas, kiedy mamy "postawę kantorską", czyli intencję wspierania monodycznego przeważnie (zwłaszcza w Polsce naszej, prócz gór i pogranicza litewskiego bodajże), a także serdecznego i pradawnego śpiewu wiernych. A wiąże się taka "kantorska postawa", o ile dobrze Państwa i Wasze zbożne intencje rozumiem, przeważnie z dążeniem do eliminowania nazbyt często popisowej, nowożytnej vel nowoczesnej wielogłosowości, zarówno instrumentalnej jak i chóralnej, wobec której nieraz uczestnik nabożeństwa staje się niemal zewnętrznym jego słuchaczem. W ramach owej upragnionej "postawy kantorskiej" najważniejszym celem jest zachowanie wyrazu kościelnej melodii, tradycją uświęconej i ściśle z tekstem powiązanej, która być może może być śpiewana przez wiernych czasami z akompaniamentem, ale to rzecz bardzo dyskusyjna, kiedy i z jakim. No i tutaj właśnie chociażby zaczyna się dyskusja...

Z drugiej bowiem strony owo rozróżnienie na modalność i tonalność nagle okazuje się nie dość ścisłym i nie dość jasnym (skoro zaczyna się właśnie dyskusja...) Dość wspomnieć - dla zagajenia - że pieśń modalna może być np. śpiewana z akompaniamentem tonalnym, ale właściwie powinno się ją raczej podobno wykonywać z akompaniamentem tzw. modalnym, czyli korzystającym raczej z techniki kontrapunktu i harmonii "wcześniejszej" (inaczej mówiąc, o ile dobrze mi wiadomo, z akompaniamentem utrzymanym raczej w stylistyce przypominającej renesansową), ale bez korzystania z harmonii "współczesnej", cokolwiek to znaczy (chciałoby się powiedzieć "tonalnej..."). Ale czy taka pieśń (nawet sama "sopranowa" albo raczej tenorowa melodia) dalej jest modalna w sensie modalności średniowiecznej? A może już nie jest? A może to inna pieśń? A co będzie, jak w połowie zwrotki popsuje się dmuchawa w organach i nie doskoczy nawet kalikant? Na powrót modalną się stanie? A co będzie, jak przez pomyłkę zagra organista akord dominantowy z septymą? Czy takty do septymy będą modalne, a te z septymami znowu tonalne?

Jest więc kilka kwestii zasadniczych:

Czy podział na muzykę (czyli także śpiew) modalny i tonalny jest podziałem, jak mawiają logicy, ekonomicznym? Mówiąc prościej, czy modalność WYKLUCZA tonalność np. w tym samym momencie śpiewu. A wspomnijcie tutaj na historię muzyki i szkolne chociażby opowiastki o cantus firmus, zwanym również z łacińska tenorem!

No i dodatkowe pytanie pomocnicze: z jednej strony mówimy o śpiewie współczesnym, o współczesnej estetyce muzycznej (cokolwiek to jest, zwłaszcza wobec tzw. popkultury jeszcze...) i o współczesnym systemie durowo-mollowym, a z drugiej strony Rzymski Kościół twierdzi, że Jego głównym śpiewem jest modalny podobno, pradawny chorał, a także, że szczególne miejsce mają i mieć powinny w tym śpiewie pieśni, również, przynajmniej w sporej części, modalne. Paradoks chyba pokaźny. Bo nie można chyba praktykować jako głównej muzyki liturgicznej, współcześnie, muzyki nie będącej zarazem par excellence właśnie współczesną! Ale jeżeli tak "rozszerzymy" rozumienie współczesności, wówczas może na trochę zbyt wiele można sobie pozwolić? Bo wszystko może być przecież zarazem i współczesne, i historyczne, no i, zresztą, skoro o tym pamiętamy i staramy się to nawet nieraz ożywić, to tys prawda...

Mamy bowiem mowę muzykologiczno-historyczną, która naucza, że chorał to pewien etap historii muzyki kościelnej, średniowiecznej, prowadzący do ROZWOJU i PRZEMIANY w późniejszą, a także dzisiejszą, tonalność. Z drugiej strony Magisterium zdaje się mówić (oczywiście interpretuję tutaj nauczanie przez szkiełko "muzykologiczno-historyczne"), że pośredniowieczna tonalność NIE JEST dzisiejszą podstawową muzyką Kościoła, ale że jest nią chorał - modalny, ale przecież współczesny!

No i na koniec pytanie trywialne, ale jeszcze rzecz trochę chyba utrudniające, czyli, na przykład, że tak powiem, co z Bachem? Bo przecież wszyscy chyba się zgodzą, że muzyka Lipskiego Kantora raczej przybliża człowieka do Pana Boga, mówiąc wprost. A przecież Bach był mistrzem polifonii! A co z techniką alternatim? Czy jest ona ściśle tonalna? A może jest jeszcze jakaś trzecia postać, trzeci, powiedzielibyśmy, muzyczny rodzaj, trzecia rodzina, tonalno-modalna, kiedy np. wykonujemy alternatim Magnificaty, a słowa alterowanych wersetów wypowiada się wargami i językami organowych piszczałek? Harmonia modalna?

No tak, jest taki przedmiot w szkołach organistowskich. Ale przecież modalność to "inny sposób rozumienia muzyki", jednogłosowy (?), przeciwstawiany myśleniu harmonicznemu i "pionowemu". A tzw. harmonia modalna powstała nie w epoce średniowiecznej, lecz później właśnie. A może nawet współcześnie dopiero powstała, po prostu jako pewien abstrakt i kompendium przedbarokowej wielogłosowości?

No i, co z tym związane, czy chorał zwany gregoriańskim jest własnym śpiewem Kościoła wówczas, gdy jest wiernym historycznym odtworzeniem brzmienia średniowiecznego? To chyba w ogóle niemożliwe, zwłaszcza wobec czasowo-przestrzennej rozpiętości i wielości odmian tej muzyki, tak mało dzisiaj w ogóle znanej i praktykowanej. Jak więc tworzyć "modalność w ciekawych czasach", nie odchodząc zarazem od źródeł?

A może te pytania o naszą historyczną świadomość i o świadomość tej świadomości wynikają przede wszystkim z tego, że muzykę zapisujemy, ale zapisana muzyka nie jest przecież muzyką! Chyba że ktoś mi powie, że to jest muzyka: "cdefgabc"?

Może trochę zamieszałem, wszak fachowcem wielkim to ja nie jestem. Słowa te kieruję jednak do fachowców, z prośbą wielką o radę, o uporządkowanie pojęć i o pouczenie. A tych, którym dywagacje powyższe wydają się nazbyt abstrakcyjne, o litość błagam.