Psalm 109: Deus, laudem meam ne tacueris

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 07-06-2007, 21:26:59

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

Psalm 109
Deus, laudem meam ne tacueris

Boże, którego chwała w mych uściech wieczna,
Nie chciej krzywdy mej milczeć: oto wszeteczna
Gęba na mię się targa; język fałszywy
Ludziom żywot mój hydzi, da Bóg, uczciwy.

Nienawiść na mą skazę zewsząd dociera
I wszytki swe fortele na mię wywiera;
To za swoje życzliwość i chęć odnoszę,
Nie ciesz, Panie, złych ludzi, nie ciesz mną, proszę!

Ci, którzy dobrodziejstwo z rąk moich brali,
Teraz mi to wszytkim złym, zdrajcę, oddali;
Kogom ja wielce ważył, kogom miłował,
Ten mi to nienawiścią dziś obdarował.

Niechaj że mu też za to tyran panuje,
A boku nieprzyjaciel nie odstępuje;
U sądu niechaj będzie krzyw naleziony,
A jegoż niech mu barziej szkodzą obrony !

Niech na ziemi nie będzie wiek jego długi,
A po nim dostojeństwo bierze kto drugi!
Sierotami niech jego dzieci zostaną,
A żona nieszczęśliwa wdową stroskaną!

Synowie dom od domu chleba niech proszą,
A przed nędzą z ojcowskich pustek się noszą!
Niechaj go z majętności lichwnik wyzuje,
A obcy w jego pracy sobie lubuje!

Niechaj go nikt nie wesprze w jego trudności
Ani ma nad potomstwem jego litości!
Wszytek naród niechaj miecz razem powinie,
A ich imię niech z nimi pospołu ginie!

Niechaj Pan występ ojca jego pamięta
I co kiedy zgrzeszyła matka przeklęta,
Niechaj to przed oczyma będzie Pańskiemi,
Który pamięć ich wszytkę zgładzi na ziemi.

A to, że i on w swojej popędliwości
Zapamiętał wszelakiej zgoła ludzkości
Upadłego żebraka przenaszladując
I śmierć utrapionemu jawnie gotując.

Ponieważ tak przeklęctwo tedy miłuje,
Niechajże je zły człowiek na sobie czuje;
Iż go błogosławieństwo wielce mierziało,
Daj to, Panie, aby go wiecznie mijało,

Jako drugi członki swe okrył odzieniem,
Tak on zewsząd obłożon jest złorzeczeniem;
A to też jako woda w jego wnętrzności
I jako tłusty olej wpiło się w kości.

Bodajże się tym płaszczem wiecznie nakrywał
I tegoż pasa na swe boki używał:
Tę pomstę, to przeklęctwo, da Bóg, uczuje,
Ktokolwiek bez mej winy na mię fołdruje.

Boże mój, Ty bądź ze mną, prze imię swoje
Ty mię ratuj, bo wielkie są łaski Twoje!
A jam człowiek upadły, człowiek wzgardzony
I na sercu nieznośnym żalem strapiony.

Jako cień pochylony, gdy słońce gaśnie,
Tak i ja, nieszczęśliwy, niszczeję właśnie.
Tak się umykam, tak się kryję po świecie
Jako konik czując chrzęst bliskich nóg lecie.

Od głodu ledwe nogi włóczę, a ciało
Uschło, jako wilgości w kościach nie zstało;
Przyszedłem do wszech niemal ludzi w ohydę;
Głową, widzę, kiwają, gdziekolwiek idę.

Wspomóż mię, mocny Boże, a w mej żałości
Podeprzy mię z onej swej dawnej litości!
Niech rękę Twoje znają, niechaj się dowie
Zły człowiek, żeś Ty łaskaw na moje zdrowie.

Niech on klnie, Ty błogosław; niech się morduje,
A darmo; sługa zaś Twój niech się raduje.
Niechaj lekkość jako płaszcz na się oblecze,
Niech hańbę wzuje ten, kto fałsz na mię wlecze.

A ja więc Panu dzięki będę oddawał
I Jego chwałę w gęstym ludzie wyznawał,
Który czasu potrzeby stał przy ubogim
I bronił go przeciwko tyranom srogim.

ania_s

Franciszek Karpiński

PSALM CVIII
Deus laudem meam ne tacueris.


Ten Psalm złożył Dawid, albo z okoliczności potwarzy, które na niego przed Saulem miotano, zapalając na niego gniew króla; albo z okoliczności przeklęstw Semejego. Tenże śpiewał czasem Kościół nasz zrzucając Biskupów z stopnia ich.

Bądź świadkiem, Boże! mey niewinności,
Gdy mi złorzeczy język fałszywy.
Co jest potwarzy, kłamstwa i złości,
Wszystko to znoszę, w niczém nie krzywy.

Tam, gdzie się wdzięczność mi należała,
Nie było, a jam modlił się za nie.
Za dobre, złość mi ich się dostała,
Za miłość dla nich, prześladowanie.

Niechże zły człowiek panem ich będzie,
Niech z prawey strony wróg stoi z niemi,
Niechay swą sprawę przegrają wszędzie,
Niech z modlitw samych wyydą grzesznemi

Niech żyją krótko, i te, co mieli
Urzędy, niechay drudzy posiędą;
Niechay syny ich osierocili,
Niech nieszczęśliwe wdowy ich będą.

Niechby ich ludziom obmierzłe dzieci
Błąkające się chleba żebrały;
Niechay z nich każde z domu wyleci,
W którym z swym oycem kiedyś mieszkały.

Niech jego dłużnik dom mu rabuje,
Niech jego obcy rozchwycą złoto,
Niechay go w świecie nikt nie ratuje,
Ni się nad jego wzruszy sierotą.

Niechay się jego tak zeydzie plemię,
By w pokoleniu jedném zniszczało;
Oyca i matki jego win brzemię
Niechby przed Panem na zawsze stało.

Niechay na ziemi pamieć mu zginie,
Niech nie przejedna Boga swojego;
Dla tego, że w mey nędzy godzinie
Politowania nie miał żadnego.

Ze za ubogim, żebrakiem, gonił;
Żalu do serca jego przydawał,
Niech ma te, które przeklęstwa ronił,
Niech tey czci nie ma, którey nie dawał.

Przybrał przeklęstwo jak suknię jaką,
I pił go, jak gdy wodę kto pije;
Jak oley, co rzecz przeydzie wszelaką,
W kościach mu nawet przeklęstwo żyje.

Niech się nim widzi zawsze odzianem,
Jak suknią jaką którą wdziewają;
Tak będzie tym, co lżą mię przed Panem,
Którzy przeciw duszy mey gadają.

Ty ze mnę spraw się, Boże nad bogi!
Tak jak twe imię każe święcone,
Jak litość, zbaw mię, bom człek ubogi!
Bo serce w sobie noszę zmartwione.

Jak szarańczę mię wszędzie gonili,
Jak cień się zwracam na różną stronę,
Od postu mi się kolano chyli,
I bez oleju ciało zmienione.

Stałem się wrogom moim ohydą,
Widząc mię, z śmiechem głową ruszali;
Wspomóż mię Boże! wzrusz się mą biédą,
Ocal, niechbyśmy litość twą znali.

Niech znają, że jest twa ręka ze mną,
I co ponoszę, wszystko iey sprawa!
Pogardzam wrogów prośbą nikczemną,
Bylem twą dla mnie miał chęć łaskawą.

Co na mnie wstali, niech się zmięszają,
A już twóy sługa jest pocieszony,
Niech wstydu, co mię hańbią, doznają;
Jak w płaszcz odziani na wszystkie strony.

Wzywam cię, Panie! usty całemi!
W zborze cię twoim wychwalać muszę;
Żeś po prawicy stał z ubogiemi,
I od goniących wyrwał mą dusze.