Jak sobie radzono z 15-oma zwrotkami?

Zaczęty przez CorCogitans, 24-11-2012, 15:43:51

Poprzedni wątek - Następny wątek

CorCogitans

To mój pierwszy wątek zakładany na tym zacnym portalu, więc na wstępie SZCZĘŚĆ BOŻE pomysłodawcom i współtworzącym!
Do rzeczy: Dosłownie przed paroma chwilami nucąc sobie "Mizerna cicha" przypomniał mi się ten portal i zerknąłem, czy oprócz znanych mi z książeczki mojej Mamy (malutka, ładne tradycyjne ilustracje, z pewnością ma już ze 30-40 lat) czterech zwrotek tej pięknej kolędy/pieśni bożonarodzeniowej są inne i nawet się nie zdziwiłem, że znalazłem 11 strof. Pięknie! Tylko kolejny raz mnie jedna rzecz zdziwiła, aż w końcu tutaj podzieliłem się tym zdziwieniem: kiedy to śpiewano? Podczas Mszy Świętej 11-zwrotkowa pieśń to jest dobra jako pieśń mszalna ("Na Gloria", "Na Sanctus" etc.), ale żeby tak w ciągu liturgii zaśpiewać całą kolędę, jako jedną z wielu, to dawałoby nabożeństwa minimum dwugodzinne. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie było wtedy telewizorów, internetów, promocji w cośtam-markietach więc nikt tak czasu nie "szanował" jak dziś, ale jednak ciekawi mnie, jak to było naprawdę, czy ktoś z forumowiczów gdzieś zapoznał się, wyczytał, usłyszał o zwyczajach panujących za czasów gdy cały kościół śpiewał aż mury się trzęsły? Domyślam się, że wiele tych pieśni jest tak długich by sobie ludzie po domach nucili, a nawet gdzieś widziałem w skanowanym starym śpiewniku podział na pieśni do kościoła i kolędy, których tam nie wolno śpiewać. Ale te pieśni do kościoła też krótkie nie były. Wie ktoś jak to wyglądało? Mi się jakoś tak jawi, że gdy księża odprawiali przy bocznych ołtarzach prywatne Msze Święte, to mogli wtedy ludzie przychodzić i z organistą ciągnąć kwadransami różne pieśni, ale to tylko przypuszczenie. Czy może po prostu układano tyle zwrotek, by było co śpiewać, a i tak w praktyce mało kiedy dośpiewywano połowę?

Kefasz

Daj Boże!
Dzisiaj mamy wyobrażenie, że pieśni dotyczące religji śpiewa się w czasie Mszy świętej. Pogląd ten ugruntował Sobór W(i)atykański II i jego reformy. W rzeczywistości, jeszcze u progu wieku XIX pieśni były śpiewanie POZA mszami. Na mszy była łacina, chóry, organy. Pieśni nabożne na processyje, przed sumą, przed nieszporem.
Zresztą Mizerna cicha to nowa kolęda, z połowy XIX wieku.
W praktyce śpiewano dużo, dużo więcej niż dzisiaj. Śpiewano w domu przy pracy, darciu pierza, obieraniu ziemniaków, przewijaniu dzieci. To kobiety miały dużo więcej sposobności żeby śpiewać.
I jeszcze jedno. Raczej nie zmieniano pieśni. Jeśli została przerwana, to ją kontynuowano po przerwie.
W ten sposób w zeszłym roku na rozpoczęcie pielgrzymki trydenckiej śpiewaliśmy w czasie mszy Zdrowaś Marya Bogarodzico, z przerwami na ewangelję, przeistoczenie, i ecce agnus. Po mszy dośpiewaliśmy resztę zwrotek i pielgrzymka ruszyła.
Pomniki tradycji śpiewaczej:
śpiewniki -> http://chomikuj.pl/Pjetja   !  11-II-14  !
1.Zbiór Pieśni Nabożnych=Śpiewnik Pelpliński=Keller
2.Śpiewnik Kościelny - Mioduszewski, Siedlecki
3.Cantionale ecclesiasticum - różne
4.książki dla kantorów i organistów
prócz tego; ministrantura, liturgika, łacina

Bartek

#2
Witamy Rebelyanta!

Odpowiedź zacznę od innej strony. Spotykam się czasem ze skargami na brak ciszy podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu. Myślę, że aktywna zewnętrznie (Różaniec, śpiew) adoracja to dziedzictwo właśnie pobożności ludowej. Dla człowieka, który żył bliżej natury i na codzień "oddychał ciszą", kościół nie był – jak dziś – miejscem wyciszenia. Modlitwa, również ta złączona z kultem publicznym, angażowała całego człowieka, jego cielesność.

Dalej, śpiewu pieśni nie urządzano w formie "iwentów" ("zbieramy się w piątek o 18:00 i będziemy śpiewać tradycyjne pieśni za zmarłych, bo są mądre, piękne i pobożne") - śpiew towarzyszył obrzędom, czynnościom, otaczał nabożeństwa, o czym wspomniał mój przedmówca. Najdłużej śpiewano podczas czuwań (tu znów: wiejski zwyczaj nieustannego śpiewu przy Grobie Pańskim jest czasem ganiony, ale nie dlatego, że zły sam w sobie, tylko dlatego, że sami żyjemy w hałasie informacyjnym i akustycznym). Na mnie olbrzymie wrażenie zrobił post pana Fila z Lip, dokumentujący wciąż żywą - choć chyba sprzeczną z "duchem odnowionej liturgii" - tradycję ludową:
http://spiewnik.katolicy.net/index.php/topic,34.msg10713.html#msg10713

Tak więc, śpiewem i głośną modlitwą wypełniano czas w kościele, by nie zawłaszczyły go rozmowy. Ale działało to też w drugą stronę. W literaturze spotkałem ciekawą tezę. W średniowieczu zwyczaj procesyjnego składania na Offertorium darów w naturze ulega powolnemu zanikowi, jego miejsce zajmuje składka pieniężna. Ponieważ śpiew Offertorium trwa nadal, kapłan i asysta nie mają co robić. Dlatego, aby zająć kapłana, rozrastają się wówczas obrzędy offertorium, dochodzą nowe modlitwy inspirowane treściami Kanonu Rzymskiego (tzw. Canon minor), które – wyjąwszy kilka korekt za Piusa V – dotrwały do dziś w Mszale bł. Jana XXIII.

Ad rem: myślę, że kolędy śpiewano już gromadząc się na Mszę (dzisiaj mówi się tu Różaniec). Np. Reymont pisze, że gdy ksiądz wyszedł z pierwszą Mszą Bożego Narodzenia (tutaj dygresja: pobożny lud ściągał na Pasterkę z dalekich stron, przez zaspy, nie po to, by zadowolić się wysłuchaniem tylko JEDNEJ Mszy), "już cicho było, nikt nie śpiewał, a modlił się każdy wpatrzony w księdza i w tę świeczkę, co płonęła wysoko nad ołtarzem".

zolwikolew


    Przeprowadziwszy "śledztwo" wśród pokolenia obecnych seniorów mojej rodziny mogę dołożyć nieco kamyczków do tego tematu.
    W wiosce,
z której pochodziła moja ś.p. Mama nie było kościoła parafialnego, lecz kaplica filialna, która miała od lat 20. XXw. przywilej odpustowy
na dzień Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Msze św. były sprawowane jedynie w niedziele i świeta. Z pokolenia moich pradziadków relacje są niezwykle skąpe i pochodzą z przekazów niebezpośrednich:
w czasach przed powstaniem kaplicy od kwietnia do listopada istniał zwyczaj codziennego nabożeństwa wieczornego przy wiskowym krzyżu,w czasie którego śpiewano litanię(co miesiąc inną rzecz jasna: kwiecień czczono litanią do św.Józefa,maj-do Matki Bożej, czerwiec-do Serca Pana Jezusa,
lipiec- do Najświętszego Imienia Jezus,sierpień-do św.Wawrzyńca,  wrzesień-litania dziękczynna i o dobrą śmierć, październik-litania do Chrystusa Króla,
listopad-za wszystkich wiernych zmarłych lub o uwolnienie dusz czyścowych[pamieć tu pytanym zawodzi] ponadto w paźdz. i listop. Różaniec św.) po której
następowało śpiewanie nieszporów i pieśni wieczornych, a jeśli ktoś z uczestników prosił(a czasem wioska wiedziała sama, że jest szczególna potrzeba)
modlono się i śpiewano w konkretnej intencji. Poza wspomnianym okresem roku modlono się wieczorem w różnych domach, lecz w tym czasie były to raczej
już mniejsze grupy, a nie ogół mieszkańców. Na te domowe modlitwy wybierano pieśni(może nawet piosenki[!]) religijne wprawdzie, ale "nie do kościoła"
jak usłyszałem, gdyż modlono sie i śpiewano w trakcie różnych prac, a dopiero po ich zakończeniu następowała właściwa modlitwa na zakończenie dnia,
która zawierała litanię,pieśni,nieszpory. Jeżeli ze szczególnych względów wybierano się do kościoła, zdarzało się często iż taka wyprawa stawała się mini-
pielgrzymką, podczas której rownież śpiewano(w jedną stronę, bo powrót często nie był już tak zorganizowany). Przed Mszą św. zwykle śpiewano pieśni
(mowa jest o 2-3 pieśniach, więc też nie na ostatnią chwilę się gromadzono-jak to dziś często bywa) lecz "organisty" kończył śpiew na chwilę, po czym
następował introit. W czasie samej Mszy śpiewano jednak zwykle polskie pieśni mszalne, a pieśni okresowe raczej przed i po celebracji. W okresie Bożego
Narodzenia na przykład śpiew kolęd przy figurze Narodzonego, a później przy szopce trwał czasem równie długo jak sama Msza. Widać zatem, że
stosowano powszechnie zasadę, że pośpiech jest wskazany przy...łapaniu pcheł. Nie to co dziś na ogół. Ech! Zwyczaje zaczęły się zmieniać ok lat 70-80
XIXw kiedy to zarówno władza(zabór rosyjski) jak i pleban zaczęli te wiejskie zgromadzenia utrudniać, a władza miejscowa ich w końcu zakazała. W pokole-
niu moich dziadków wciąż jeszcze śpiewano pieśni na długo przed i długo po Mszy św., jednak śpiew wspólny poza kościołem podupadł był i raczej już się
zaczął ograniczać do śpiewu w rodzinach. A tu już bywało pewnie różnie, bo wieksze zgromadzenie raczej bardziej mobilizuje. Tyle informacji udało mi się
zebrać z jednej strony. W rodzinnej wsi mojego ś.p. Taty istniały inne zwyczaje, głównie z powodu innego obrządku. Obrządek Rzymski przyjęto, w zasadzie
gremialnie, po 1918r, ale to inna historia.   
Bardzo proszę mi nie "panować". Mariusz sum