Muzyka liturgiczna w posoborowym Kościele

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 25-06-2007, 23:32:32

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada


knrdsk1

Zastanawia mnie fragment "Z zasady zabronione jest zmuszanie kapłana do czekania przy ołtarzu, aż śpiew dobiegnie końca" - dziwne to, bo nie powołuje się na żaden przepis. A Przecież kapłan też może słuchać i modlić się; niestety, może też okazywać zniecierpliwienie, dłubać w nosie patrząc w sufit, a nawet - co czasem naprawdę się zdarza - przerywać śpiewaną pieśń przy użyciu środka bezpośredniego przymusu, czyli mikrofonu, zmuszając do przerwania śpiewu w połowie słowa. Widzę tu pewną niekonsekwencję w wypowiedzi.

Hyacinthus z Rządkowic

Dziś właśnie spotkał mnie despekt ze strony "odprawiacza", który okazał się być na tyle zniecierpliwiony, że słysząc w improwizowanym zakończeniu zwolnienie i dominantę - mimo wszystko pogalopował przed siebie, i tonika była akompaniamentem do wymamrotanego: Módlmy się, aby moją...". I jak ma być dobrze... zaznaczam, że nie chodziło o doczekanie końca utworu, a tylko wyczekanie do wybrzmienia jednego/dwóch akordów. Niestety z improwizacją jest tak, że trudno przewidzieć co zrobi celebrans, jedni traktują obmycie rąk jako rzecz na tyle nieistotną, że moczą czubek palca co trwa 2 sekundy wraz z otarciem, a inni odprawiają wręcz rytualne kąpiele. Natomiast muzyka też ma swoje prawa, i nawet najkrótsza improwizowana fraza musi mieć swój logiczny przebieg,a co za tym idzie - ściśle określony czas trwania.

Tomek Torquemada

Cytat: knrdsk1 w 26-06-2007, 10:18:35
Zastanawia mnie fragment "Z zasady zabronione jest zmuszanie kapłana do czekania przy ołtarzu, aż śpiew dobiegnie końca" - dziwne to, bo nie powołuje się na żaden przepis.

W liturgii trydenckiej nie jest to problemem. W trakcie Gloria i Credo ksiądz może usiąść po odmówieniu swojego tekstu i poczekać sobie w wygodnej pozycji aż chór dośpiewa. A w pozostałych cześciach liturgii śpiew idzie równolegle (jak w Novusie podczas Ofiarowania) więc nie opóźnia, i nikt kapłana do niczego nie "zmusza".

Msza zaś Pawła VI niestety nie sprzyja śpiewowi, bo celebrans się wtedy nudzi ;-)


TomekBaranek

To, co napiszę jest bardzo złośliwe, ale uważam, że stopień znudzenia księdza w czasie śpiewu ludu jest odwrotnie proporcjonalny do jego wiedzy, mądrości, pobożności, wyczucia liturgicznego i najzwyklejszej kultury.

Krzysiek


Uważam ,że bardzo ciekawy artykuł - wywiad.

Muzyka liturgiczna w posoborowym Kościele

Wywiad z ks. Robertem C. Pasley'em KHS

Od połowy lat sześćdziesiątych katolicy w Ameryce Północnej mogli już oglądać "msze ludowe" przy akompaniamencie gitar akustycznych, ,,msze z polką" przy dźwiękach akordeonu czy ,,msze dla nastolatków" z oprawą muzyczną w wykonaniu amatorskich zespołów rockowych. Czy Sobór Watykański II wzywał do tego typu eksperymentów? Co właściwie soborowe dokumenty mówią o muzyce liturgicznej?

Ks. Robert Pasley: Nie, dokumenty soborowe nie wzywały do wprowadzenia tego typu muzyki. Dokumenty kościelne mówią o dopuszczeniu do wykonywania nowych kompozycji w językach narodowych. Ta myśl pojawiła się zresztą już wcześniej, jednakże oficjalne teksty Kościoła deklarują, że śpiew gregoriański cieszy się uprzywilejowaną pozycją w liturgii. Aprobują również inne dzieła należące do naszego dziedzictwa, w szczególności polifoniczną muzykę chóralną, która jest najbliższa chorałowi. Nawet kompozycje na chór i orkiestrę są dozwolone, dopóki nie odciągają uwagi od mszy i nie stają się same w sobie odrębnym od niej występem.

Najnowszy dokument Watykanu dotyczący muzyki kościelnej nosi tytuł Musicam Sacram, pochodzi z 1967 roku i nie wspomina słowem o zespołach rockowych lub mszach przy akompaniamencie gitar. Wyznacza on właściwie priorytety w kwestii tego, które części mszy mają być śpiewane. Po pierwsze, jeżeli już cokolwiek jest śpiewane podczas mszy, to powinny to być w pierwszej kolejności: znak krzyża na początku, modlitwy kapłana, dialogi kapłana z wiernymi, aklamacje przy Ewangelii[1], dialog prefacji, prefacja i Święty, Modlitwa Pańska oraz rozesłanie.

W drugiej kolejności powinny być natomiast śpiewane: Kyrie, Gloria, Agnus Dei, Credo oraz modlitwa wiernych. W końcu, jako trzecie w hierarchii ważności, dokument wymienia pieśń na wejście i śpiew podczas procesji komunijnej (przez pieśń rozumie się tu jednak Introit oraz antyfonę na komunię z Graduału Rzymskiego lub psalmy w Graduale Simplex albo antyfonę na wejście i na komunię znajdujące się w Mszale Rzymskim), śpiewy między czytaniami (psalm responsoryjny lub Graduał czy też Traktus z Graduale Romanum), werset Offertorium z Graduału Rzymskiego oraz czytania, w tym Ewangelia. Dokument ów stanowi ponadto, że jeżeli wszystkie wymienione wyżej części są śpiewane, można dodać do całości hymny.

Niemal wszystkie wskazania Musicam Sacram zostały zignorowane i śpiew, który był wyjątkiem i [miał być] włączany do mszy jako ostatni w kolejności – hymn – w efekcie stał się pierwszym i jedynym śpiewem, który w ogóle jest wykonywany. Wprowadziło to do liturgii wszystkie rodzaje muzyki świeckiej i tonalności, których przedtem nawet sobie nie wyobrażano.

Czy nie jest sprzecznością oczekiwać chorału gregoriańskiego oraz polifonicznej muzyki chóralnej na mszy i jednocześnie wymagać od zgromadzenia aktywnego uczestniczenia w Eucharystii?

Ks. Pasley: Cóż, zależy co rozumie się przez aktywne uczestniczenie. W języku angielskim przyjęło się tłumaczenie tych słów Soboru jako ,,aktywne uczestniczenie", ale [łaciński] oryginał to participatio actuosa, który oznacza ,,rzeczywiste uczestniczenie". Gdy zaś o nim mowa, faktycznie odzwierciedla ono myślenie Piusa XII wyrażone w jego encyklice na temat liturgii, Mediator Dei [1947]. W Mediator Dei mowa jest o tym, że w mszy nieodzowny jest udział ludu, że nie jest on tylko biernym obserwatorem. Jednakże ów udział odnosi się przede wszystkim do przeżywania wewnętrznego, a dopiero w drugiej kolejności do zewnętrznych czynności.

Nawet w tradycyjnej mszy są części, które mógł śpiewać lud, np. Kyrie. Śpiewa się je po grecku i jest bardzo proste: ,,Panie, zmiłuj się nad nami, Chryste, zmiłuj się nad nami." Nie wymaga praktycznie żadnej nauki. Następnie Sanctus: po kilku wykonaniach lud wiedziałby, co znaczą łacińskie słowa. Podobnie jest z Agnus Dei. Być może Gloria i Credo byłyby dla ludu z początku trochę trudne do zrozumienia, ale ten medal ma dwie strony. Po pierwsze, nawet najnowsze Ogólne wprowadzenie do Mszału rzymskiego z 2000 roku stwierdza, że schola może sama śpiewać Gloria i Credo (dodam, że OWMR mówi, iż Credo powinno być "śpiewane lub odmawiane" – zwracam tu uwagę na pierwszeństwo śpiewu). Schola może śpiewać dłuższy tekst po łacinie, podczas gdy lud może wykonywać refren. To przykład zewnętrznego uczestniczenia. Ale, co ważniejsze, jeżeli lud ma w ławkach obok wersji łacińskiej tłumaczenie, może siedzieć tam i medytować nad tymi słowami, podczas gdy schola – jako "eksperci" – śpiewa je. Większość ludzi nie ma dobrego głosu i czuje się niezręcznie śpiewając. Tak, mogą zaśpiewać znany im hymn, przy wsparciu organów. Ale prawdziwe aktywne uczestniczenie pojawia się, gdy lud medytuje, używając zmysłu słuchu do słuchania, wzroku do czytania, kiedy lud jednoczy się z wprawionymi w śpiewie kantorami, kiedy wierni wznoszą swe serca do Boga tak, że efektem nie jest bezustanne zaangażowanie, ale faktyczne uczestniczenie. Sobór Watykański II rzeczywiście wzywał do większego uczestniczenia, ale sądzę, że Ojcowie mieli tu na myśli raczej śpiewanie chorału oraz wprowadzenie jakiejś nowszej muzyki sakralnej, która byłaby podobna do chorału, utrzymana w jego duchu.

Znaczna część najpiękniejszej muzyki tradycyjnej Kościoła poszła w odstawkę, gdy możliwe stało się odprawianie mszy w języku narodowym. Jak tłumaczyłby Ksiądz nieprzyjazne nastawienie do muzyki z łacińskimi tekstami wśród części duchowieństwa także dzisiaj?

Ks. Pasley: Sądzę, że nastąpiło odrzucenie łaciny jako języka obcego, którego lud nie rozumiał, jako czegoś zbyt trudnego i wymagającego. Była ona również symbolem przeszłości. Jego Świątobliwość papież Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał Ratzinger, napisał książkę zatytułowaną Nowa pieśń dla Pana. Pyta w niej, dlaczego przeciwstawia się sobie okres przed i po soborze, jakby dzieliła je przepaść. W istocie powinna istnieć między nimi ciągłość, a mimo to wielu ludzi dostrzega tu lukę. Ultratradycjonaliści postrzegają ją jako zerwanie z tradycją; ultraliberałowie lub też ,,postępowi" kapłani widzą w niej zerwanie z przeszłością, do którego skądinąd nie powinno dojść. Bywa, że za zupełnym odrzuceniem łaciny jako zbyt ,,formalnej" stała swoista mentalność ideologiczna. Żyjemy w czasach, w których wszystko ma być bardziej wspólnotowe, bardzo nieformalne, w których nie ma sensu jakakolwiek odrębność; wszystko powinno być wspólne. Tak więc ów ,,formalizm" łaciny był postrzegany jako przeszkoda. W praktyce, jeżeli pozbędziemy się tekstu łacińskiego i lud odzwyczaja się od słuchania łaciny, nie wykonujemy również łacińskiej muzyki, bo jest to jeszcze bardziej ,,formalne". Jest ona częścią dziedzictwa cywilizacji zachodniej i wielu ludzi dopracowywało ją przez wieki z ogromną precyzją. Kłóci się z nowoczesną mentalnością pod tytułem ,,Hej, ludziska, jestem waszym kumplem". [Śmiech]

W tym roku znowu, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, sprawował Ksiądz uroczystą sumę w kościele katedralnym Księdza diecezji, z wykwalifikowaną schola cantorum [grupą kantorów], intonującą odpowiednie modlitwy w chorale gregoriańskim, oraz chórem zawodowych muzyków, śpiewających Palestrinę. Skąd wziął się taki zwyczaj? Jak uzasadnia Ksiądz spory wydatek, jakim jest organizacja takiej wspaniałej mszy chorałowej?

Ks. Pasley: Gdy pewnego dnia spacerowałem z dyrektorem muzycznym Misji Mater Ecclesiae, powiedziałem: ,,Szkoda, że nasza kaplica jest tak mała; chętnie odprawiłbym mszę z muzyką autorstwa Haydna lub Mozarta. Obawiam się, że nigdy nie będziemy w stanie tego zrobić". Odpowiedział: "Dlaczego więc nie spróbujemy zorganizować większej mszy z chórem w katedrze, z okazji któregoś święta, kiedy żadne inne uroczystości nie byłyby planowane w tym czasie?". A Wniebowzięcie jest uroczystością, podczas której wszyscy są na wybrzeżu New Jersey, by uczestniczyć w błogosławieniu oceanu. Pomyślałem również, że byłby to dobry sposób na zademonstrowanie łączności parafii z diecezją oraz potwierdzenia przez diecezję, że jesteśmy jej kanoniczną częścią. Byłaby to msza dziękczynna za utworzenie Misji Mater Ecclesiae i stwarzałaby okazję do uwydatnienia roli muzyki liturgicznej. Poszedłem zatem do boa DiMarzio, ówczesnego ordynariusza diecezji Cadmen, który wręcz zachwycił się tym pomysłem. Było to w roku 2001. W tym roku natomiast celebrowaliśmy naszą piątą, doroczną uroczystą mszę dziękczynną.
Kiedy zakładano Misję Mater Ecclesiae, jednym z powodów naszego istnienia, jednym z czterech apostolatów, było wspieranie dobrej muzyki liturgicznej, zgodnie z oczekiwaniami Watykanu. W istocie tezy Vaticanum II nie różnią się zbytnio od wypowiedzi Piusa XII, za wyjątkiem nieco większego nacisku położonego przez sobór na języki narodowe; utrzymuje się on zasadniczo w głównym nurcie nauczania, mającym swoje źródło jeszcze u Piusa X.

Ja natomiast zawsze kochałem chorał i zajmowałem się muzyką kościelną. Kiedy zatem zostałem mianowany rektorem Misji Mater Ecclesiae, która poprzednio była kaplicą, w której odprawiano łacińskie msze, pomyślałem, że byłaby podatnym gruntem dla takiej muzyki, ponieważ łacina jest tam intensywnie używana, a więc możemy wykonywać muzykę tradycyjną. Mieliśmy już uczęszczających na mszę wiernych, którzy interesowali się chorałem. Teraz mamy własną scholę oraz ludzi we wspólnocie, którzy lubią włączać się w śpiew. Ale dla muzyki chorałowej rzeczywiście ponosimy większe koszty, by wynająć zawodowych śpiewaków.

Czujemy, że nasz lud naprawdę angażuje się w dobroczynność. Angażuje się w działalność Rycerzy Kolumba, którzy zajmują się zbiórką żywności oraz niezbędnych artykułów dla biednych i upośledzonych umysłowo. Pilnujemy, by jednym z naszych celów każdego roku było hojne wsparcie biskupiego funduszu charytatywnego, a nawet udawało nam się co roku przekraczać planowaną kwotę, od początku naszego zaangażowania. Staramy się również przeznaczać pieniądze na potrzeby, które dostrzegamy wokół parafii, dozór nad budynkami, pomoc materialną dla ubogich, itd. Sądzimy, że przyłożyliśmy się do tych obowiązków (choć zawsze można oczywiście zrobić więcej). Jednakże czujemy, że w obecnych czasach, mając na uwadze ubóstwo muzyki liturgicznej, musimy służyć Bogu i Kościołowi, inwestując w dobrą muzykę liturgiczną. Kościół wydaje pieniądze na programy socjalne, administrację, szaty liturgiczne, architekturę i sztukę; myślę, że powinien również wyasygnować fundusze na największą ze sztuk – tę, która stanowi integralną część liturgii, a którą jest muzyka sakralna. Wszystkie inne sztuki są pomocnicze, pomagają nam w oddawaniu czci Bogu, ale tylko jedna sztuka jest określana jako ars integra, coś, co jest częścią samej liturgii, a jest nią muzyka.

Jak jeszcze Misja Mater Ecclesiae pomaga zachowywać tradycyjną muzykę liturgiczną?

Ks. Pasley: W każdą niedzielę na mszy mamy chorał gregoriański. Posiadamy również system pozyskiwania datków na specjalne dni świąteczne w ciągu roku. Celebrujemy od 20 do 25 dni świątecznych, na przykład jesienią: św. Michała Archanioła, Najświętszej Maryi Panny Różańcowej, Chrystusa Króla, Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny, Boże Narodzenie. Staramy się organizować specjalne msze chorałowe na te dni. Zachęcamy ludzi do składania ofiar, które publikujemy w biuletynie, na chorałową mszę świętą w zamówionej przez nich intencji. Mamy również muzyków, którzy przybywają na te msze, by na nich śpiewać.

Założyliśmy również dziecięcy chór, śpiewający chorał gregoriański, pod dyrekcją Nicholasa Becka, naszego dyrektora muzycznego oraz, od niedawna, absolwenta Westminster Choir College. Stale śpiewa w nim około dziesięciorga młodych ludzi.
Nosimy się również z zamiarem zainicjowania własnego chóru dla dorosłych. Świetnie spełniali swoje zadanie, śpiewając hymny podczas mszy zwykłej o godzinie 9.00 w niedziele, a teraz zaczną uczyć się chorału gregoriańskiego oraz innych mszy chóralnych tak, byśmy mogli lepiej wykorzystać ich głosy. Tworzymy również bibliotekę muzyki liturgicznej. Mam ponadto nadzieję na nawiązanie współpracy z wielką biblioteką muzyki sakralnej, którą stworzył wielebny Schuler w kościele św. Agnieszki w St. Paul w stanie Minnesota. Chciałbym się przekonać, co możemy zrobić, by wykorzystać te zasoby.

Stowarzyszenie sympatyków mszy trydenckiej w Europie, zwane ,,Juventutem", wysłało delegację na ubiegłoroczne Światowe Dni Młodzieży i celebrowało tradycyjną mszę łacińską codziennie podczas tych obchodów, w pobliżu Duesseldorfu. Czy spodziewa się Ksiądz rozkwitu liturgii trydenckiej za pontyfikatu papieża Benedykta XVI?

Ks. Pasley: Mam taką nadzieję. Dotychczas dało się zauważyć wiele dobrych znaków. Pierwsze przemówienie Ojca Świętego do kardynałów, po jego wyborze na Stolicę Piotrową, zostało wygłoszone po łacinie. Msza inaugurująca pontyfikat oraz wcześniejsza msza pogrzebowa papieża Jana Pawła II były zarówno piękne, jak i bardzo dostojne oraz bardzo wzruszające. Przeniesienie ciała z Sali Klementyńskiej do Bazyliki św. Piotra, z towarzyszącym mu Miserere oraz śpiewanym chorałem, zapierało dech w piersiach, zatem byłem bardzo zadowolony z przebiegu tego obrzędu. Wiem, że Benedykt XVI powiedział, że lud powinien znać podstawowe modlitwy po łacinie. Sądzę więc, że staną się naprawdę cudowne rzeczy. Znów jednak będzie musiał iść pod prąd. Ponadto, jak św. Benedykt, twórca monastycyzmu, zainicjował powstawanie małych wspólnot, które zaczęły zmieniać Europę, tak i dziś na całym świecie powstają małe wspólnoty, które dokonają podobnych zmian.

Gdy kard. Joseph Ratzinger pełnił funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary, napisał książkę zatytułowaną Duch Liturgii. Mniej znanym faktem jest to, że pisał obszernie również o muzyce liturgicznej. Czy może Ksiądz powiedzieć kilka słów o jego nauczaniu dotyczącym tego tematu?

Ks. Pasley: Przeczytałem Ducha liturgii, Raport o stanie wiary, Święto wiary i Nową pieśń dla Pana [inne zbiory pism kardynała Ratzingera] i – krótko mówiąc – wydaje mi się, iż jest on zdecydowanie przeciwny idei, według której lud musi robić wszystko, by uczestniczyć aktywnie w liturgii; pokazuje, że ten pogląd jest absolutnie nietrafiony, że nie tego chciał Sobór. Wyjaśnia, że chór może spełniać swą posługę, reprezentując lud poprzez talent, który posiada, poprzez wykształcenie muzyczne, które otrzymał. Członkowie chóru mogą być swego rodzaju namiastką ludu wielbiącego Boga tak, aby lud mógł łączyć się z nimi wewnętrznie i w ten sposób wyśpiewywać chwałę Bogu w sposób, w jaki sam nigdy nie potrafiłby tego czynić.

To właśnie uderzyło mnie najbardziej. Chór nie śpiewa sam dla siebie, podczas gdy lud jest w jakiś sposób oddzielony od akcji liturgicznej. Kiedy ludzie zagłębiają się w samą mszę, a chór spełnia swoją posługę, wtedy współgrają ze sobą i dochodzi do pięknego połączenia wszystkich tych cudownych rzeczy.

Lud nie wypowiada słów Kanonu Rzymskiego wraz z kapłanem. Dlaczego więc nie mógłby słuchać również chóru? Nie chodzi o to, że śpiew zarezerwowany byłby wyłącznie dla chóru. Na uroczystej Mszy Wniebowzięcia w katedrze, lud śpiewał wszystkie odpowiedzi, śpiewał hymny, aż drżały mury, ale były również chwile odpoczynku i słuchania.

Kolejną sprawą, o której obszernie mówi Papież, jest potrzeba ciszy. W nowej liturgii czasem wydaje się, że momenty ciszy trzeba wprowadzać niejako na siłę, by lud miał czas na refleksję. Z drugiej strony, jeżeli chór wykonuje tradycyjną muzykę sakralną, a lud słucha i jednoczy się z nim w ten sposób, to jest to czas jego osobistego milczenia, w którym chór stanowi tło dla medytacji ludu. Zatem chór naprawdę sprzyja poczuciu czci w liturgii.

Ojciec Święty wymienia również kilka praktycznych środków, które zaobserwował w katedrze w niemieckim Regensburgu, gdzie jego brat Georg przez wiele lat kierował chórem. Ratzinger nie widzi problemu, by - na przykład - chór wykonywał kunsztowny, polifoniczny śpiew Agnus Dei w całości. Z zasady zabronione jest zmuszanie kapłana do czekania przy ołtarzu, aż śpiew dobiegnie końca. Proponowane przez Ratzingera rozwiązanie polega na tym, że pierwsze Baranku Boży śpiewane jest we właściwym mu czasie; potem następuje pauza, w której ksiądz wypowiada słowa Oto Baranek Boży. Następnie chór kontynuuje śpiew drugiego i trzeciego powtórzenia, podczas gdy lud przystępuje do komunii.

Papież Benedykt XVI stwierdza ponadto, że muzyka sakralna jest ,,logocentryczna". Innymi słowy, jest służebnicą Słowa. Jest służebnicą i nośnikiem, winnym przekazywać słowa Pisma Świętego i modlitwy liturgiczne, w gruncie rzeczy – samego Chrystusa. Jej nadrzędnym celem nie jest dostarczanie emocjonalnych uniesień i rozrywki, nie jest ona przeznaczona dla nas, ale ma za zadanie wychwalać Boga, następnie wznosić ku Niemu nasze umysły i serca, by wzbudzać w nas pragnienie otwarcia się na wcielenie się Słowa w nasze dusze.

Dlatego właśnie chorał gregoriański jest muzyką liturgiczną najwyższego kalibru. Jego celem jest przekazywanie słów Pisma i w ten sposób także samego Słowa. Tak znaczna część współczesnej muzyki nie ma prawie żadnej treści. Jeżeli już ją posiada, to kwestia tego, jaka mała doktryna jest w niej wyrażona, często bywa wysoce wątpliwa i jest nierzadko wykorzystywana do emocjonalnego pobudzenia tłumu jak na swoistym, liturgicznym wiecu. Muzyka liturgiczna musi być "logocentryczna".

Jaki jest cel Stowarzyszenia Liturgii Łacińskiej (Latin Liturgy Association)? Kto i w jaki sposób może stać się jego członkiem?

Ks. Pasley: LLA zostało założone w 1975 roku; celem było wyrażenie poparcia dla używania łaciny w liturgii, w świetle nauczania Soboru Watykańskiego II, i danie ludziom kochającym liturgię łacińską możliwości spotkania się i dyskusji nad problemami i trudnościami, proponowania rozwiązań i wzajemnego wspierania się.

Pamiętam, jak dowiedziałem się o nim, będąc klerykiem w seminarium św. Karola w Filadelfii; zapisałem się i od tamtego czasu jestem jego członkiem. Każdy może nim zostać. Mają swoją stronę w Internecie. Rozsyłają piękny biuletyn dwa lub trzy razy do roku.

Generalna konwencja ma miejsce co roku; w przyszłym roku LLA spotyka się w St. Louis. Istnieją lokalne oddziały LLA; my, południowe New Jersey, przynależymy do oddziału w Filadelfii. Doktor Rudy Masciantonio, przewodniczący, jest również członkiem Mater Ecclesiae.

Tradycyjni katolicy z całego trzystanowego obszaru New Jersey, Pennsylvanii i Delaware przychodzą do Misji Mater Ecclesiae, by doświadczyć uroczystej atmosfery i piękna celebrowanej tam liturgii. Co radzi Ksiądz tym, którzy chcieliby zabrać z sobą cząstkę tamtej muzyki do własnych parafii? W jaki sposób zgromadzenie uczy się na nowo śpiewu po łacinie?

Ks. Pasley: Kilka rzeczy. Na poziomie praktycznym, Amerykańskie Stowarzyszenie Muzyki Katolickiej (Catholic Music Association of America – CMAA) posiada stronę internetową www.musicasacra.com. Staje się ona bogatym źródłem zasobów. Dysponujemy rzeszą ludzi w całym kraju, którzy mogą wygłaszać konferencje w parafiach i przekazywać parafianom pewne podstawowe informacje z tego zakresu. Posiadamy dużą grupę prelegentów na Północnym Wschodzie, w Connecticut, Massachusetts, w stanie Nowy Jork, w New Jersey i Pennsylvanii, więc dostępnych jest mnóstwo wykładowców. Założony przez CMAA blog jest wspaniały, mnóstwo ludzi pisze doń z różnymi pomysłami. Członkowie Jeffrey Tucker i Arlene Oost-Zinner tworzą wspaniałe artykuły, a ponadto znajdują dla tych wszystkich idei bardzo praktyczne zastosowanie w ich własnej parafii w Alabamie. To jedna sprawa.

Druga sprawa to: idźcie do domu i przeczytajcie dokument Soboru Watykańskiego II mówiący o liturgii, Sacrosanctum Concilium. Wszyscy o nim mówią, mówią o duchu Soboru, ale trzeba go przeczytać. Po przeczytaniu będziecie odrobinę zszokowani tym, które spośród jego zaleceń nie są wykonywane.

Po trzecie: zdobądźcie egzemplarz Musicam Sacram (1967), który jest dostępny w Internecie. Można znaleźć go na kilku stronach, które archiwizują dokumenty pontyfikalne [np. ewtn.com]. Przeczytajcie Musicam Sacram. To niezmiernie ważne, ponieważ jest ona często cytowana we Ogólnym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego.

W końcu, spróbujcie znaleźć kogoś – nie byle amatora – kto zna się trochę na muzyce i kto wam pomoże. I zaczynajcie powoli. Ludzie czują się nieswojo wobec zmian, nawet jeśli są to zmiany na lepsze. Przyzwyczajają się do pewnych rzeczy. Obawiają się również rzeczy sobie nieznanych. Wielu ludzi skrywa w sobie głęboko zakorzenione przekonanie, iż łacina jest tak trudna, że nigdy się jej nie nauczą. Mówię to nawet ludziom w Mater Ecclesiae: spójrzcie - kiedy tu przychodzicie, jeżeli łacina nie jest wam znana, zajmie wam to najwyżej miesiąc lub dwa, by w końcu poczuć się dobrze i ją zaakceptować; potem wszystko zaczyna się układać i pasować do siebie.

Zatem radzę: nie spieszcie się i zaczynajcie od małych rzeczy. Może nauczcie się jakichś pięknych Kyrie i zacznijcie je śpiewać podczas mszy. Może nauczcie się kilku Alleluja, które będziecie mogli śpiewać po komunii, jeśli są zbyt długie, by śpiewać je przed Ewangelią. Może nauczcie się kilku paru prostych hymnów, których ludzie nie słyszeli całe lata, takich jak Adoro te devote lub Jesu dulcis memoria i piękne, krótkie hymny. A kiedy już to zrobicie, upewnijcie się, że macie kartki z repertuarem, które możecie rozdać parafianom, z łacińskim tekstem z jednej strony i tłumaczeniem z drugiej. Ludzie mówią ,,No cóż, jak lud ma cokolwiek rozumieć, skoro wszystko jest po łacinie?". Otóż w Mater Ecclesiae mamy mszalik, który zawiera z jednej strony tekst łaciński, a z drugiej jego angielskie tłumaczenie, więc lud może śledzić tekst i wychwytywać poszczególne myśli. Ale jeżeli po prostu śpiewacie po łacinie ni z tego, ni z owego, bez żadnego przygotowania, lud się wyłączy, ponieważ nie będzie tego rozumiał, nie będzie wiedział, co się dzieje. Jeżeli natomiast zaczniecie z wyczuciem, od prostych rzeczy, rozdając wiernym tłumaczenie tak, by mogli śledzić tekst, ludzie pokochają ten śpiew.

Rozmowa: Michale J. Miller

Ks. Robert C. Pasley jest kapłanem diecezji Cadmen w New Jersey oraz rektorem Misji Mater Ecclesiae, odpowiednika parafii bez określonego terytorium, gdzie sprawuje codzienną mszę świętą oraz inne sakramenty w klasycznym rycie rzymskim. Od ponad 25 lat jest członkiem Stowarzyszenia Liturgii Łacińskiej, ponadto zasiada w zarządzie Amerykańskiego Stowarzyszenia Muzyki Sakralnej. We wrześniu 2004 został pasowany na Rycerza Grobu Pańskiego.

Wywiad został opublikowany w wydaniu ,,Catholic World Report" ze stycznia 2006 roku.




dex

CytatZastanawia mnie fragment "Z zasady zabronione jest zmuszanie kapłana do czekania przy ołtarzu, aż śpiew dobiegnie końca" - dziwne to, bo nie powołuje się na żaden przepis.

Przepis ten powinien być znany wszystkim zajmującym się muzyką liturgiczną dlatego odwołanie nie było konieczne ;)
Są to punkty 22. oraz 23. "Instrukcji o muzyce kościelnej" z motu proprio papieża św. Piusa X "O muzyce i śpiewie kościelnym"
Cytat22. Nie jest dozwolonym, aby kapłan przy ołtarzu, z powodu śpiewu lub muzyki, dłużej czekał, niż tego wymaga sama czynność liturgiczna. (...)
23. W ogóle trzeba potępić jako największe nadużycie, aby w czynnościach kościelnych liturgia występowała drugorzędnie, jakby na usługach muzyki, podczas gdy muzyka jest po prostu tylko częścią składową liturgii i jej pokornym sługą.

knrdsk1

#7
Bardzo dziękuję za przywołanie tego fragmentu. Jadnak za czasów Piusa X można było spokojnie wykonać całe PRZEZNACZONE do wykonania śpiewy; a proszę dziś na w czasie NOM spróbować wykonać śpiew (chorałowy!) przeznaczony na offertorium! Albo na introit! A przecież jest to śpiew przeznaczony do wykonania wtedy właśnie. Sądzę więc raczej że cytowane punkty dotyczą innego rodzaju śpiewu (wielogłosowe chóry?) bądź muzyki granej na organach, nie zaś śpiewu (antyfon) który ma być integralną częścią liturgii.