Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"
Psalm 107
Confitemtni Domino, quoniam bonus
Chwalcie Pana prze dobroć Jego niewymowną,
Chwalcie prze litość wieczności równą!
A wy więc naprzód, coście z rąk wyswobodzeni
Nieprzyjacielskich i zgromadzeni;
Jedni stąd, kędy słońce występuje z morza,
Drudzy, gdzie gaśnie wieczorna zorza,
Ci z krajów Akwilonom podległych, a owi
Z pól nakłonionych ku południowi.
Którzy po nieświadomych puszczach się błąkali,
Gdzie stopy ludzkiej nie najdowali,
To głodem, to pragnieniem ciężkim utrapieni,
To ustawiczną pracą zemdleni;
Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku
I nawiódł na gościniec prawy obłąkane,
Że oglądali wsi budowane.
Niechaj że wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają,
Ze nakarmił obficie głodem utrapione
I dźwignął wszytkim upośledzone.
Którzy w ciężkich okowach na gardło siedzieli,
A to, że Boga nizacz nie mieli.
A On je też nieszczęściem takowym zhołdował,
Że nie był żaden, kto by ratował.
Ci do Pana wzdychali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku
I wywiódł je z więzienia, i strach śmierci srogiej
Złożył z troskliwej dusze ubogiej.
Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają,
Który wrota żelazne i nieprzekowane
Wyłamał snadnie progi spiżane.
Którzy za to, że wiek swój niemiernie trawili,
Zdrowie i siłę marnie stracili,
Tak, iż ani pomyślić na pokarm nie mogą
A w dole prawie już jedną nogą;
Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku;
Słowem swoim ich wszytki choroby okrócił
I mdłe ku zdrowiu pierwszemu wrócił.
Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają;
Niech mu wdzięczność okażą imię Jego chwaląc
I zasłużone ofiary paląc.
Którzy w przeważnym drewnie po morzu żeglują
A swe potrzeby pławem sprawują,
Ci umieją powiedzieć o Pańskiej możności
I cudach Jego na głębokości.
Kiedy każe, wnet wiatry wstaną popędliwe,
Alić już morze skacze gniewliwe,
A nawę to do nieba wełny wymiatają,
To zaś w przepaści ślepe spuszczają.
Żeglarzom twarzy bladną, serce zjął strach srogi,
Odjął i ręce, odjął i nogi;
Taczają się pijanym podobni; mądrości
Nie zstawa przeciw morskiej srogości.
Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku;
Stanął wiatr, morze spadło, żeglarze ożyli,
Nawę do portu zdrową przybili.
Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają;
Niech Go chwalą, gdzie ludu zbór nawiętszy będzie;
Niech Go nie milczą, gdzie rada siędzie.
Tenże rzeki osusza i zbiegłe strumienie
Niewymacanym ponikiem żenię,
I obraca prze zbytek ludzki grunty płodne
W piasek i w słone pola nierodne.
Kiedy zaś chce, pustynią w piękną rzekę mieni
I piasek w łąkę pełną strumieni,
Gdzie potem utrapiony głodem lud prowadzi
A oto zacne miasto się sadzi.
Pola nakoło sieją, winnice kopają,
Pożytki biorą, żywność znaszają,
Pan zdarzył, że i sami wnet się rozrodzili,
I wielkie mnóstwo stad rozmnożyli.
Bóg odwrócił swe oko, aż ich barzo mało
Z onej wielkości pierwszej zostało:
Owi głodem, a drudzy morem okróceni,
Wielka troskami część porażeni.
Na pany wzgarda przyszła, że się kryć musieli,
A z pustych lasów wyźrzeć nie śmieli,
A ubogiego zaś Pan w przypadku założył
I jako stado owiec rozmnożył.
Na to patrząc w pobożnym sercu radość roście,
A złemu gębę by zaszył proście.
Kto ma rozum, to wszytko uważy a wszędzie
Łaskawość Pańską najdować będzie.
Franciszek Karpiński
PSALM CVI
Confitemini Domino, quoniam bonus.
Ten Psalm złożony był, albo od Dawida, albo od niepewnego autora. Napomina Psalmista Izraelitów do dziękczynienia Bogu, który ich z błędu, więzienia, głodu, chorób, niebezpieczeństwa morza wyprowadził. Śpiewany bywał chorami od Lewitów i Kantorów; Strofy zaś, które się powtarzają, lud odpowiadał.
Chwalcie dobrego Pana w całey sile,
Gdyż litość jego nigdy nie przestanie;
Niech ci powiedzą, których razy tyle,
Z rąk nieprzyjaciół odkupiłeś, Panie;
Boś ich zgromadził cudem twojey mocy,
Z wschodu, zachodu, południa, północy.
Błądząc po puszczy, i po samey suszy,
Znaleźć nie mogli do mieszkania drogi.
Głodni, spragnieni, nie czuli swey duszy,
Pod ciężkim trudem omdlewały nogi.
W tak srogim razie wołali do Pana,
Opatrzność jego natychmiast doznana.
Na prostą drogę Pan ich naprowadził,
By wreszcie przyszli do swych osiadłości;
Dziwnemi cudy potrzebom ich radził!
Chwałą bądź jego nayświętszey litości!
Podając rękę we wszelkiéy przygodzie,
W pragnieniu poił, i nasycał w głodzie.
Już było o nich, bez pomocy nieba,
Siedzieli smutni do ciemnic wtrąceni;
Nosząc kaydany, a żebrając chleba,
Czekali końca na śmierć osądzeni;
Gniew naywyższego, pomsta była sroga,
Bo rozjatrzyli na się wyrok Boga.
Spadła ich pycha w pracach i tęsknicy,
Zuchwały tyran karał i mordował,
Osłabli w trudach nędzni niewolnicy,
A nie był żaden, ktoby ich ratował.
Wezwali Pana w ostatniey niedoli,
A on łaskawie narów swóy wyzwoli.
Wydobył z śmierci, i wywiódł z ciemności,
Z nóg im i z ręku srogie zrzucił pęta:
Chwała bądź Panu naywyższey litości,
Dziwna moc jego, dobroć niepojęta!
Uderzył słowem w żelazne tarasy,
Pokruszyły się ogromne zawiasy.
Pan je ratował w srogiém dopuszczeniu,
Kiedy dla grzechów był je upokorzył:
Gdyż każdy pokarm mieli w obrzydzeniu,
I grób przed niemi śmierci się otworzył.
Błagali Pana w pokornym frasunku,
A on im dodał prędkiego ratunku.
Zesłał swe słowo, z którém zdrowie wzięli;
Nieszczęsna rzesza od zguby wyrwana,
Cudem prawicy Pańskiey ocaleli;
Niechayże wielbią miłosierdzie Pana!
Niechay mu wdzięczne ofiary zapalą.
I dzieła jego, radując się, chwalą.
Ci, którzy wodom powierzywszy łodzie,
Robią wiosłami po morzu głębokiém,
Widzieli Pana, jak dziwny na wodzie,
Jak przepaść strasznym kołysze wyrokiem.
Rzekł: i natychmiast runęły nawały,
Bałwany z hukiem pieniąc się powstały.
Pną się ku niebu i giną w otchłani:
Dusza żeglarza wśrzód rozpaczy legła,
Chwieją się strachem wszyscy, jak pijani:
Cała ich sztuka w złym razie odbiegła.
Wezwali Pana, gdy ucisk ich trapił,
A on się do nich z ratunkiem pokwapił.
Nawałność w piękną odmienił pogodę,
Ucichły burze, i w pomyślnym biegu
Cieszą się, patrząc na spokoyną wodę,
Za styrem Pana przybili do brzegu.
Niechże wdzięcznemi będą tey litości,
I wielbią cuda Boskiey opatrzności.
Niechay cześć Pana i pomiędzy ludem,
I w pośrzód rady przełożonych słynie:
On, kiedy zechce, zamienia swym cudem
Zrzódła na suszę, rzeki na pustynie:
On, płodną ziemię pozbawia żyzności,
Na ukaranie jey mieszkańców złości.
Ale gdy zechce, z suchych pól strumienie,
Z piasków obfite łąki wyprowadza,
Gdzie zamorzony głodem lud nażenie,
Aż oto piękne miasto się osadza;
Szczepią winnice, pola zasiewają,
I żyzne zewsząd pożytki znaszają.
Za darem Pana ród się ich rozmnoży,
A z niemi liczne trzody i sprzężaje:
Lecz skoro na się gniew oburzą Boży,
Głodem i morem wyniszczy ich kraje;
Wzgardą napełni tych, co niemi rządzą,
Że zszedłszy z toru prawdziwego, zbłądzą.
Tymczasem biedne na widok wystawi,
Ich pokolenia, jak owieczki zgarnie;
Patrząc na to, ucieszą się prawi,
A złość niech runie zawstydzona marnie,
Któż jest tak mądry, i ma to na straży,
Kto dobroć Pańską we wszystkiém uważy?