Lecą latami, jakby skrzydłami, życia mego momenta,
Jak łódź po wodzie prędka w swym chodzie, żaglem będąc poddęta.
Nędzny człowieku, w doczesnym wieku nie wiesz dnia ni godziny,
Gdy cię do Sądu porwie od lądu śmierć i z małéj przyczyny.
Nagle śmierć kradnie wiek ludzki snadnie, niech o téj będą myśli;
Nie ufaj zdrowiu, bądź w pogotowiu, niech się to w sercu kryśli.
Strach to surowy na ludzkie głowy, gdy marsz prędki nakażą;
Wezmą fortunę, mnie zamkną w truną, ze wszystkiego obnażą.
A ciało z prochu włożą do lochu, które robacy skruszą;
To mnie przenika jako grzesznika, co się dziać będzie z duszą.
Dusza nieboga w cnoty uboga, dla niéj tylko dwie drodze:
Albo zbawienie, lub potępienie przeraża duszę srodze.
Wieczność głęboka, bez miar szeroka, bez terminu i granic;
Cóż to za podłość, cóż to jest za złość, gdy grzechu nie mam za nic!
Na kogoż winę, złożę przyczynę, żem Cię, Boże, obrażał?
Na mnie samego człowieka złego, gdym praw Twoich nie zważał.
Teraz żałuję, bo Cię miłuję, To przymierze stanowię,
Obrzydzam złości dla Twéj miłości i już ich nie ponowię. Amen.