Przeprowadziwszy "śledztwo" wśród pokolenia obecnych seniorów mojej rodziny mogę dołożyć nieco kamyczków do tego tematu.
W wiosce,
z której pochodziła moja ś.p. Mama nie było kościoła parafialnego, lecz kaplica filialna, która miała od lat 20. XXw. przywilej odpustowy
na dzień Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Msze św. były sprawowane jedynie w niedziele i świeta. Z pokolenia moich pradziadków relacje są niezwykle skąpe i pochodzą z przekazów niebezpośrednich:
w czasach przed powstaniem kaplicy od kwietnia do listopada istniał zwyczaj codziennego nabożeństwa wieczornego przy wiskowym krzyżu,w czasie którego śpiewano litanię(co miesiąc inną rzecz jasna: kwiecień czczono litanią do św.Józefa,maj-do Matki Bożej, czerwiec-do Serca Pana Jezusa,
lipiec- do Najświętszego Imienia Jezus,sierpień-do św.Wawrzyńca, wrzesień-litania dziękczynna i o dobrą śmierć, październik-litania do Chrystusa Króla,
listopad-za wszystkich wiernych zmarłych lub o uwolnienie dusz czyścowych[pamieć tu pytanym zawodzi] ponadto w paźdz. i listop. Różaniec św.) po której
następowało śpiewanie nieszporów i pieśni wieczornych, a jeśli ktoś z uczestników prosił(a czasem wioska wiedziała sama, że jest szczególna potrzeba)
modlono się i śpiewano w konkretnej intencji. Poza wspomnianym okresem roku modlono się wieczorem w różnych domach, lecz w tym czasie były to raczej
już mniejsze grupy, a nie ogół mieszkańców. Na te domowe modlitwy wybierano pieśni(może nawet piosenki[!]) religijne wprawdzie, ale "nie do kościoła"
jak usłyszałem, gdyż modlono sie i śpiewano w trakcie różnych prac, a dopiero po ich zakończeniu następowała właściwa modlitwa na zakończenie dnia,
która zawierała litanię,pieśni,nieszpory. Jeżeli ze szczególnych względów wybierano się do kościoła, zdarzało się często iż taka wyprawa stawała się mini-
pielgrzymką, podczas której rownież śpiewano(w jedną stronę, bo powrót często nie był już tak zorganizowany). Przed Mszą św. zwykle śpiewano pieśni
(mowa jest o 2-3 pieśniach, więc też nie na ostatnią chwilę się gromadzono-jak to dziś często bywa) lecz "organisty" kończył śpiew na chwilę, po czym
następował introit. W czasie samej Mszy śpiewano jednak zwykle polskie pieśni mszalne, a pieśni okresowe raczej przed i po celebracji. W okresie Bożego
Narodzenia na przykład śpiew kolęd przy figurze Narodzonego, a później przy szopce trwał czasem równie długo jak sama Msza. Widać zatem, że
stosowano powszechnie zasadę, że pośpiech jest wskazany przy...łapaniu pcheł. Nie to co dziś na ogół. Ech! Zwyczaje zaczęły się zmieniać ok lat 70-80
XIXw kiedy to zarówno władza(zabór rosyjski) jak i pleban zaczęli te wiejskie zgromadzenia utrudniać, a władza miejscowa ich w końcu zakazała. W pokole-
niu moich dziadków wciąż jeszcze śpiewano pieśni na długo przed i długo po Mszy św., jednak śpiew wspólny poza kościołem podupadł był i raczej już się
zaczął ograniczać do śpiewu w rodzinach. A tu już bywało pewnie różnie, bo wieksze zgromadzenie raczej bardziej mobilizuje. Tyle informacji udało mi się
zebrać z jednej strony. W rodzinnej wsi mojego ś.p. Taty istniały inne zwyczaje, głównie z powodu innego obrządku. Obrządek Rzymski przyjęto, w zasadzie
gremialnie, po 1918r, ale to inna historia.