Niestety wobec fałszywie rozumującego duchowieństwa, które popiera i promuje owe "scholki" (nie mylić ze scholą liturgiczną w rozumieniu dokumentów Kościoła!) jesteśmy zwykle bezradni. No bo i cóż może powiedzieć czy zrobić organista czy inny muzyk, jeśli rozwydrzone dorastające paniusie miałczące przy rozstrojonej gitarze dawno już sterroryzowały księży, którzy obawiają się, że "scholka" się obrazi i nie przyjdzie. Moja odpowiedź brzmi zwykle: Dokumenty Kościoła obowiązują nas wszystkich bez wyjątku, i albo paniusie muszą poddać się określonym rygorom repertuarowym i wykonawczym, stając się scholą liturgiczną we właściwym tego słowa rozumieniu, a jeśli nie - to niech nie przychodzą, no bo co z tego że są, skoro dokonują permanentnej profanacji liturgii ?! Nie byłbym nawet ostentacyjnym rygorystą, i pozwolił zaśpiewać jedną piosenkę powiedzmy po rozesłaniu, czyli de facto poza Mszą, czy nawet na uwielbienie, ale... reszta śpiewów powinny być to pieśni zaaprobowane do użytku liturgicznego i akompaniowane na odpowiednim instrumencie, czyli organach, a schola powinna w nich uczestniczyć prowadząc śpiew Zgromadzenia.
Elementarne zarzuty jakie trzeba postawić "scholkom" są następujące:
1. Repertuar nie jest zatwierdzony do użytku liturgicznego, a wręcz zakazany przez Instrukcję Episkopatu Polski z roku 1979. Treści religijne, czy też ocierające się ledwie o tematykę religijną są wyrażone w sposób trywialny, a "muzyka" często korzysta z zapożyczeń z piosenek świeckich, których wykonanie w liturgii w ogóle jest niewyobrażalne - np. słysząc wstęp do scholkowego "Baranku Boży" mam wrażenie, że za chwilę zabrzmi piosenka "Małe pieski dwa...".
2. Repertuar ten podlega modom, tak jak piosenki świeckie; czyli "kawałek" jest hitem przez pół roku, a potem jest już stary i nudny. Skutek tego jest taki, że co kilka miesięcy zmienia się zestaw śpiewanych piosenek i ludzie nie mają żadnych szans by cokolwiek z tego zapamiętać, w efekcie nie znają żadnych śpiewów kościelnych. Najlepszy przyklad został już wyżej pokazany, gdyby dzisiejszej młodzieży powiedzieć, że kiedyś były Msze beatowe, czyli śpiewano w Kościele repertuar w stylu Czesia Niemena czy Skaldów, to by się postukali w czoło.
3. Modny aktualnie repertuar jest śpiewany bez żadnego związku z treścią Liturgii i bez zwracania uwagi na zmieniające się okresy liturgiczne.
Jak na ironię, próby wykonywania chorału gregoriańskiego napotykają opór ze strony niektórych księży, bo ich zdaniem "wyłącza to ludzi z czynnego uczestnictwa", ludzie "nie rozumieją" itd. Obawiam się, że jakiekolwiek reformy czy inne ruchy wykonane niechby przez samego papieża zmienią niewiele, bo przecież prawodawstwo jest, ale jest notorycznie "olewane". Powoli tracę nadzieję, że kiedyś będzie normalnie...