Tekst wg śpiewnika X. Kellera (Pelplin 1872)
Boga w Świętych wychwalajmy,
Obrońców swych wysławiajmy,
W pośród których powstał z Polski
Stanisław, Biskup Krakowski.
Przez trzydzieści lat niepłodna
Żona Wielisława Bogna
Ta go z nieba uprosiła,
Bogu sługą poślubiła.
Dziecię od pierwszéj młodości
Pałało w Bożéj miłości,
Do czego wiedli rodzice,
Pełniąc ślub w swéj obietnice.
W Gnieźnie wprzód, w Paryżu potym
Słynął swym dowcipem złotym,
Ale Pan Bóg świecy onéj
Nie chciał tam mieć zapalonéj.
W Krakowie między kapłany
Na kanonią wezwany,
Każąc gorącemi słowy,
Przykład z siebie dawał zdrowy.
Po Lambercie człowiek święty
Gwałtem na Biskupstwo wzięty;
Trzody swéj pasterz pilnował,
Cnoty szczepił, nierząd psował.
Wtenczas był królem Bolesław,
Poddanym z występków niesław,
Biskup nie cierpiąc mu tego,
Zapadł w niełaskę u niego.
Stąd potwarcom Stanisława
Kazawszy pozwać do prawa,
Czyni trudność Biskupowi
O wieś kupną kościołowi
Chcą Piotrowina koniecznie,
Co przodek ich przedał wiecznie,
Lecz pieniądze odebrawszy
Umarł niezakwitowawszy.
Biskup święty spotwarzony
Nie mając z żywych obrony,
Na umarte się odzywa,
A tymczasem Boga wzywa.
Gdy przyszedł czas, u kościoła
Na trupa w grobie zawoła:
W imię Boga, Piotrze, wstawaj,
Wieś zapłaconą zeznawaj.
Powstał prawdę zdać umarły;
Usta się wszystkim zawarły,
Król i z radą w strachu byli,
Wieś na kościół przysądzili.
Nierychło potém z Kijowa
Król się wrócił do Krakowa,
Wylał się na wszeteczności
I które strach wspomnieć złości.
Biskup widząc Pana złego
W grzechach nieposkromionego,
Gdy nie miał innego środka,
Wyklął go z wiernych pośrodka.
Sam Mszą świętą odprawuje,
A szatan téż nie próżnuje,
Lecz wnet tyranowi radzi,
Na Skałkę bieżeć czeladzi.
Tam zajuszeni, gdy wbiegli,
Jakby porąbani legli,
Bo moc Króla najwyższego
Broniła krwi niewinnego.
Przecież gdy mu czas przychodził,
Zbroił zły pan, na co godził;
Zabity Ojciec od syna,
Upadł Abel od Kaima.
Nad ciałem się napastwili,
Rozsiekane rozrzucili.
Lecz Pan Bóg straż nad członkami
Zdarzył czterema orłami.
Kanonicy śmiałość wzięli,
Pogrzeb z żalem czynić jęli,
A gdy członki znoszą pilnie,
Same się zrosły usilnie.
Palca tylko nie dostało,
Lecz i ten się wrócił cało,
Bo światłością pokazana
Dała go ryba spłatana.
A w tém dla błędu pańskiego
Z woli Grzegorza Siódmego
W Polszcze próżne Bożéj chwały
Trzy lata kościoły stały.
Tyran widząc uszedł z Polski
Przez niechęć swych i gniew Boski,
A Bóg co daléj wiernemu
Błogosławił słudze swemu.
Przezeń dobrodziejstwa wielkie
Brały z nieba kraje wszelkie,
Czego i dziś doznawają,
Gdy go w potrzebie wzywają.
Święty Boży służebniku,
Cudotwórco, męczenniku!
Bądź swym rodakom patronem
We wszystkich potrzebach. Amen.