Psalm 88: Domine Deus, salutis meae

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 07-06-2007, 20:56:53

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

Psalm 88
Domine Deus, salutis meae

Boże, moja nadziejo i moja pomocy!
Do Ciebie wołam we dnie i w nocy:
Niechaj miejsce u Ciebie mają prośby moje,
Skłoń ku mnie ucho łaskawe swoje!
Nieszczęście duszę trapi, troski nie masz miary,
Żywot już widzi prawie swe mary.
Ciało zgoła już martwe, sił nie czuję w sobie,
Myśl moja wszytka tylko o grobie,
Leżę jako zabity, pod ziemię włożony,
Od Ciebie i od świata wzgardzony.
Ponurzyłeś mię w srogiej otchłani podziemnej,
Ponurzy łeś mię w przepaści ciemnej.
Zmocniły się nade mną Twe zapalczywości,
Przywiodłeś na mię swe nawałności.
Odraziłeś ode mnie przyjacioły wszytki,
Jestem w ich oczu na podziw brzydki,
Siedzę jako w okowach, wyszcia nie na j duj ę,
Oczu prze zbytni swój płacz nie czuję.
Przedsię ja, Panie, dokąd świeci dzień na niebie,
Wołam i ręce ściągam do Ciebie.
Czy umarłym cuda chcesz okazować? Czyli
Umarli wstawszy będą Cię czcili?
Czy dobroć Twoja w grobiech będzie powiadana
Albo pod ziemią prawda wyznana?
Czy Twoje sprawiedliwość i Twe sprawy dziwne
Wspominać mogą kraje nieżywne?
Ciebie ja przedsię wzywam, do Ciebie, mój Panie,
Nigdy mej prośby głos nie ustanie.
Boże mój, przecz odrzucasz smętną duszę moję
I twarz ode mnie odwracasz swoję?
Troski mię z lat namłodszych moich naszladują,
Twoje mię ciężkie strachy zejmują.
Twój mię gniew, zapalczywość Twoja mię ścisnęła
I jako powódź zewsząd zamknęła.
Odstrychnąleś ode mnie krewne i znajome,
Wszytkich okryły ćmy niewidome.

ania_s

Franciszek Karpiński

PSALM LXXXVII
Domine Deus salutis meae


Ten Psalm w Hebrayskim na tytuł: Pieśń Psalmu synom Kore, dla Mahaleth do opowiadania, nauczający, Emana Ezrahily. Pierwsze dwa punkta objaśnione w Psalmach wyższych; słowo Mahaleth, znaczy chór odpowiadający. Napisany zaś jest Psalm ten od Emana Ezrahity, o którym jest wzmianka 1. Paralip. Cap. 6. zrobił go w chorobie jakieyś i smutku ciężkim, a co naypewniey, chorując na trąd; który tak był szkodliwy i zaraźliwy u Żydów dawnych, że nim dotknięci, oddaleni bywali od społeczności z ludźmi, i w dalekich gdzie ustroniach leczyli się.

Sprawco mojego zbawienia, Panie!
Cały dzień i noc wołam do ciebie,
Niech moja prośba przed tobą stanie,
Weyrzyy na człeka siedzący w niebie!

Smutek duszę mi napełnił całą,
Życie się moje do grobu chyli;
Nikt nie ratuje! i tak się zdało,
Jak gdybyśmy już życie skończyli.

Jako ten, który żelazem pada,
Między trupy go każdy rachuje;
Bez nadziei go każdy odstrada;
Bóg go sam nawet nie poratuje.

Tak mię już prawie grób był pochłonął,
I śmierć mię swoim okryła cieniem,
Boże! twóy straszny gniew mię ozionął,
I nawał złego za twém skinieniem.

Znajomi moi stali zdaleka,
Obrzydliwością im byłem cały,
Gdzie tylko stąpię, nędza mię czeka,
Z którey mi nawet oczy ustały.

Cały dzień ręce do góry wznoszę,
Niebiosa mojem wołaniem swarzę:
Może nad trupem o cud uproszę,
Albo mię jeszcze zleczą lekarze.

Bo czyliż w grobie twa litość słynie,
Żeby kto o niey drugim powiadał?
Albo na ziemi, gdy kto raz zginie,
Czyliż o prawdzie twey będzie gadał?

Czy kto w pośrzodku grubey ciemności,
Cuda twe zdoła rozeznać, Panie!
Albo twey dzieła sprawiedliwości,
Gdy w zapomnienia ziemi kto stanie?

Oto ja wołam, Boże! do ciebie,
Rano przed tobą prośba ma stoi,
Czemuż jey nie chcesz przyjąć do siebie,
Twarz twą odwracasz od nędzy mojey?

Ubogim ci ja; i od młodosci
Na ustawiczney pracy schowany!
I chociem doszedł lat sędziwości,
Zawsze ja nędzny, upokarzany.

Trwogi mi codzień więcey przybędzie,
Nad gniewu twego ciężkim ulewem!
Jak wodą jaką oblanym wszędzie,
Ztąd strachem moim, ztąd twoim gniewem!

Móy mię przyjaciel mija zdaleka,
Krewny nademną opodal wzdycha,
Znajomy, jakby nie znał człowieka!
Wszystko to moja nędza odpycha.