Już wychodzę w drogę mąk śmierci Jezusa [nuty]

Zaczęty przez Mira, 01-12-2007, 13:17:07

Poprzedni wątek - Następny wątek

Mira

1. Już wychodzę w drogę mąk śmierci Jezusa,
Niech się serce moje od żalu rozkrusza,
Proszę Boga, Ducha Najświętszego,
By skruszył opokę twardą serca mego.

2. O Duchu Najświętszy, racz mnie niegodnego,
W mej prośbie wysłuchać, wspomóż mnie grzesznego,
Bym nad męką Jezusa mojego
Gorzkie łzy wylewał i żył już dla Niego.

3. Może ostatni raz już w tę drogę idę,
Niechże się na żałość serdeczną zdobędę.
Niech łzy toczę za me przewinienia,
To mi błogo będzie w godzinę skonania.

4. O Jezu, Baranku niewinnie cierpiący,
Z krzyżem na tę górę Golgoty idący,
Ten krzyż ciężki, smutki, męki, rany,
Włożyłem na Ciebie moimi grzechami.

5. Żal mi serce kruszy i gorzkimi łzami,
Już rzewliwie płaczę nad mymi grzechami,
Gdy Cię widzę tak umęczonego,
Ach żałość i boleść dla serca mojego.

6. Tą drogą boleści, mąk Syna Twojego,
Prowadź mnie, o Boże, przez anioła swego,
Abym w moich myślach fałszywie nie sądził,
Bez żalu, litości tą drogą nie błądził.

7. O Jezu, zmiłuj się, racz me serce zmiękczyć,
Abym mógł tę drogę mymi łzami skropić,
Którąś dla mnie z miłości farbował,
Krwią swoją najświętszą oraz łzami polał.

8. O Najświętsza Matko pod krzyżem stojąca,
W tak wielkiej boleści od żalu mdlejąca,
Błagam Ciebie, racz mi to wyprosić,
Cząstkę Twojej żałości w moim sercu nosić.

knrdsk1

Pieśń ta jest duuuużo dłuższa! Liczy 143 zwrotki :) Całość podaje Śpiewnik Kalwaryjski, jest to pieśń najwyraźniej na całe dróżki kalwaryjskie. Trzeba ją koniecznie spisać, ale kiedy na to znaleźć czas!... Melodia zaś (wg tegoż śpiewnika) jest następująca:

Mira

#2
9. Zmiłuj się Najświętsza Matko nad grzesznikiem
I przyczyń się za mną, wielkim niewdzięcznikiem,
Bym nad męką, śmiercią i boleścią
Syna Twego płakał z serdeczną żałością.

10. O Duchy niebieskie, święte, święci wszyscy,
Którzy tronu Boga jesteście tak bliscy,
Proście za mną Ducha Najświętszego,
By skruszył opokę twardą serca mego.

11. Zalewam się łzami, żem niewdzięczny bywał,
Drogę cierpień i mąk Jezusa przebywał
Mało żalu i litości miałem,
Bo myślami świata serce napełniałem.

12. Idźcie precz z mego serca niegodne próżności,
I wszystkie zdradliwe światowe marności.
Z wami rozbrat chcę uczynić wiecznie,
Za me przewinienia żałować serdecznie.

13. Płaczę, gdy rozważam miłość wielką Tego
Boga – Ojca, Pana, Stwórcy wszechmocnego,
Iż się raczył użalić stworzenia,
I nędznego człowieka wyrwać z potępienia.

14. Tak Syna swojego najukochańszego
Zsyła na tę ziemię, aby naród Jego,
Przez okrutną mękę śmierci się zastawił,
Z niewoli czartowskiej i z piekła wybawił.

15. Ach, ja grzeszny człowiek, drogo wykupiony,
O jak wdzięczny zostać muszę z mojej strony
Czy taki jestem, sam się zapytuję,
Sam się wstydzić muszę, bo się zdrożnym czuję.

16. Łzami się zalewam, za grzechy żałuję
I nad męką Twoją, o Jezu, współczuję.
Idę w drogę Twoich mąk, boleści,
Szukać miłosierdzia u Ciebie, litości.

17. O Jezu mój drogi, za me grzechy, złości,
Wybrałeś się w drogę przeciw strasznej śmierci,
Za mnie, ten proch i liche stworzenie,
Idziesz tak, Pan wielki, na straszne cierpienie.

18. Krusz się, serce moje, w głębi mych wnętrzności,
Oczy, wylewajcie łzy w wielkiej żałości,
Płaczcie usta rzewliwie mojego
Jezusa Pana wtedy tak umęczonego.

19. O Boże, Stwórco mój, któryś umiłował
Mnie człowieka nędznego, iżeś nie żałował
Dać na męki straszliwe Twojego
Syna jedynego, najukochańszego.

20. Człowiek, proch marny, jako pojąć może
Miłość Twoją wielką, Wszechmogący Boże?
Choćbym żył lat tyle, co piasku ma morze,
W pokucie i płaczu umartwiony srodze.

21. Nigdy nie nagrodzę za me grzechy wielkie,
Przeróżne przewinienia i obrazy wszelkie.
A Ty pragniesz mi wszystko przebaczyć,
Bym miał żal za grzechy, chciał wszystko poprawić.

22. Twoja miłość wchodzi tak w moje wnętrzności,
Serce moje kruszy, wzbudza do żałości,
Łzy wyciska ze żalu wielkiego,
Żem Cię śmiał obrazić, Boga tak dobrego.

23. Byłem tak niewdzięczny, nie mając żałości
Nad męką Jezusa, smutku ni litości.
Godzien byłbym piekła gorącego
Za niewdzięczności moje, twardość serca mego.

24. Zalewam się łzami, w sercu boleść czuję
Nad męką Jezusa, którego miłuję.
Idę w drogę mąk okrutnych Jego
Do Ogrojca, gdzie Go ujrzę pojmanego.

25. Z żalem usłyszę, jak się żegnał ze swoimi
Z uczniami Swoimi, najukochańszymi,
Z tymi słowy do nich się odzywa,
Sam z wielkiej żałości łzami się zalewa:


/ Przy pierwszym pożegnaniu: /

,,Maluśko jestem z wami jeszcze, braciszkowie,
Już się z wami żegnam mili synaczkowie,
Świat, lud jego, już mnie nienawidzi,
Pojmać, zamordować, wcale się nie wstydzi.

Niech się serce wasze dlatego nie trwoży,
Bo zamordowany musi być Syn Boży,
Aby dla was poszedł miejsce przygotować
Gdzie z Bogiem na wieki będziecie królować."

/Idąc od pierwszego pożegnania do pożegnania Matki Najświętszej/

Gdy się Pan Jezus z uczniami pożegnał,
Do swojej Matki Najświętszej pobieżał
Wziął uczniów trzech z sobą jeszcze dalej,
Którzy Bóstwo lepiej Jezusowe znali.

Idzie Jezus w dom, gdzie Najświętsza była
Matka Jego, która bez Niego tęskniła,
Ostatni raz idzie się z Nią żegnać,
Jej samej za wszystko serdecznie dziękować.

Kamienne byś serce, człowieku, mieć musiał,
Gdybyś nad Jezusem, Marią się nie wzruszał,
Gdy usłyszysz, jak się żegna czule
Z Matką swą Najświętszą, do nóg Jej się tuli.

/Przy pożegnaniu drugim/

O wielka tu żałość i smutek największy,
Gdy przychodzi Pan Jezus do Matki Najświętszej,
Która Go ujrzawszy, prędko się doń śpieszy,
A podchodząc bliżej, już boi się cieszyć.

Bo czułe Jej serce już się w Niej ściskało,
Że z Jej Synaczkiem miłym coś stać się musiało.
Ach zaprawdę, tak jest niezawodnie,
Gdy Jezus przed Matką uklęknął pokornie,

Całuje Jej nogi, ręce, usta święte,
Dziękuje za prace dla Niego podjęte,
I że Go troskliwie wychować raczyła,
Prosi, by Go na śmierć pobłogosławiła.

Ach mieczem przeszyte wtenczas serce miala,
I słowa w żałości mówić nie zdołała,
Aż za chwilę rzekła; ,,Synu z Tobą cierpieć,
Najokrutniejszą śmierć Tobą pragnę ponieść.

Jezus ze łzami w oczach w żałości przemawia
Do Matki Najświętszej, którą tak nastawia:
,,Ojca mego wola jest, ażebyś żyła,
Byś mnie po mej śmierci do grobu złożyła."

,,Ach Synu najmilszy, tylko chciej, a sprawisz,
Niebieskiego Ojca Twojego ustawisz,
Abyś jeszcze choć parę lat pożył,
Cieszył mnie i lud Twój swą nauką mnożył."

,,O matko najmilsza, prosisz, bym Cię cieszył,
A z otchłani wołają, abym na śmierć śpieszył
Anna, Józef, prorocy; tysiąca dusz głosy
Do Ojca mojego przychodzą w niebiosy.

O, tak być nie może, ja wszystkich miłuję
I na śmierć okrutną za nich się gotuję.
Czas mi Matko, już zaszło słoneczko,
Błogosław mi na śmierć, najmilsza Mateczko."

Ach, jaką to boleść wtedy Matka miała
Najświętsza, gdy Syna na śmierć posyłała,
Klęczącego Synaczka swojego,
Błogosławi na śmierć, całuje biednego.

Matki tego świata, któreście patrzyły
Na śmierć dziatek waszych z bliska i płakały,
Zapłaczcież tak łzami rzewliwymi
Nad Jezusem, Matką i grzechami swymi.

Idąc od Pożegnania Drugiego do Ogrojca

A gdy Jezus Matkę pożegnał był rzewnie,
Na Górę Oliwną do Ogrojca biegnie,
Boć noc była, czas bliski pojmania,
Chciał Jezus wyzyskać chwilę do czuwania.

Idźmyż za Jezusem do Ogrojca tego,
Tam Go znajdziemy gorzko upokorzonego.
Klęczy, płacze, krwawy pot leje
Z Ciała Najświętszego, w modlitwie swej mdleje.

Bo swą wszechmocnością liczne miliony
Zobaczył na wieki w piekle potępione,
Choć się jeszcze na świat nie poczęli
W oczach Jezusowych już w piekle stanęli.

Woła do Swojego Ojca Niebieskiego,
By oddalił kielich umęczenia Jego.
Wtem zobaczył Jezus z drugiej strony
Zastępy świętych i tym pocieszony.

Woła więc do Ojca: ,,Ojcze, Boże, Panie,
Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie.
Chcę pić kielich mojej gorzkiej męki,
Ochotnie już teraz z Twojej świętej ręki."

Powstaje na siłach wzmocniony, wychodzi
I do uczniów swoich trzeci raz przychodzi,
Mówi: ,,Wstańcie, oto blisko idą
Mordercy i zgraja, pojmać mnie tu będą".


Idąc od Ogrojca do Pojmania

Oto Bóg, Syn Boży, w pokorze się zniżył,
Bogu Ojcu swojemu hołd synowski złożył
I na ziemi klęczał, na nią padał,
Bogu Ojcu swemu uwielbienie składał.

O zawstydź się teraz człowieku ułomny,
Jakie ty Bogu twemu dawałeś ukłony,
Gdyś w dom Boży wchodził, Toś nie klęknął,
Gdzie Bóg prawdziwy, tyś kolana nie zgiął.


Idąc od Pojmania do Mostu

Widziałaś tu duszo, jak Boga krępują
W powrozy, a kijami biją i katują.
Za co? pytaj się, za ciebie,
Cierpi Jezus Chrystus, byś mogła być w niebie.

O, idź tylko dalej z płaczem serca twego,
Aby cierpienia Jezusa miłego
Widząc i słysząc stąd aż do Annasza,
Jak bijąc i szarpiąc prowadzą Mesjasza.

Nie bij, nie napadaj człowieka żadnego,
Tym twoim językiem, bliźniego twojego!
Samemu Jezusowi krzywdę sprawiasz
I najświętsze rany przez to Mu odnawiasz.


Idąc od Mostu na Cedronie ku Bramie


Ach, Jezus zbity, bardzo udręczony
Szarpaniem i wleczeniem wielce osłabiony,
Tu Go jeszcze i z mostu zrzucili,
Z wysoka do wody, radości zażyli.

A gdy Go już z wody znowu wyciągnęli,
Bili i szturchali, do sądu śpieszyli,
Bo iść nie mógł zbity i zmoczony
I od zimna drżący, o kamień stłuczony.

Nieszczęśliwa duszo, która tędy chodzisz
Bez żalu, bez litości, w oziębłości brodzisz,
Gdzie we łzach brodzić powinnaś w żałości,
Iż Jezus tak cierpi za twe nieprawości.


Idąc od Bramy Wschodniej ku Annaszowi


A gdy Jezus w miasto bramą wprowadzony,
Żałością serdeczną został rozczulony,
Iż zapłakał nad zatwardziałością
Tego ludu swojego, jego wielką złością.

Płacze ten Pan Jezus także i nad nami,
Nad ludem swym i złymi chrześcijaninami,
Bo my Jego rany odnawiamy
Wtedy, gdy przykazań Jego nie spełniamy.

Zapłacz tu człowiecze, otrzyj łzy Jezusa,
Aby nie zginęła wiecznie Twoja dusza;
Jezus pragnie twego nawrócenia,
Abyś łzami obmył twoje przewinienia.


Idąc od Annasza do Kajfasza


O jak srodze Jezus u sądu Annasza,
Uderzony był w twarz świętą od Malfusa.
Miał on w żelaznej rękę rękawicy,
Uderzył Jezusa z całej swojej mocy.

Ach, Jezus na ziemię upadł już omdlały
I moce niebieskie nad Nim zapłakały.
Tak człowiecze marny, prochu ziemi,
Zapłacz nad Jezusem i grzechami swymi.

Bo tylekroć razy Boga policzkujesz,
Gdy bliźniego swego przeklinasz, szkalujesz
I krzywdzisz go na sławie i ciele;
Nad Malthusa jesteś okrutniejszym wiele.


Idąc od Kajfasza do Piłata


Człowiecze, tu z żałością ty pomyśli sobie,
Spoczniesz, posilisz się, już jest lepiej tobie,
Jezus pragnie napoju, posiłku,
Nie dali Onemu i w nocy spoczynku.

Zapłacz tu człowiecze, Jezusa pocieszysz,
Skruchą twoją serdeczną z pomocą pośpieszysz,
Łzami twymi żalu serdecznego,
Napoisz i posilisz Jezusa miłego.

A gdy Jezus przed sąd Kajfasza stawiony,
Od fałszywych świadków wprzód jest oskarżony,
Tak się tu pyta Jezusa Kajfasz:
,,Jesteś Ty Syn Boży? Czyli też sam Mesjasz?"

Jezus głosem boskim: ,,Jestem!" odpowiadał,
Kajfasz rozgniewany suknię swą roztargał
I wykrzyknął: ,,Świadków nie potrzeba,
Słyszcie, czyni się Synem Bożym z nieba".

,,Już na śmierć zasługuje" starsi zawołali
I Jezusa okrutnie bili, znieważali.
O północy sądu zaprzestali
I Jezusa pod straż bardzo ostrą dali.

Mocno przykazują, by Go pilnowano,
Spoczynku Mu w nocy żadnego nie dano.
,,Wrzućcie Go tam" krzyczą, ,,do Piwnicy,
Wodą zatopionej, okrutnej ciemnicy".

Służalcy kapłańscy Jezusa porwali
Jako lwi w pazur, bili, katowali,
Do onej piwnicy zaraz Go wrzucili
I tam Go okrutnie aż do dnia męczyli.

Jezus cierpiał milczący, okrutnie zmęczony,
Napoju, posiłku, spoczynku spragniony,
Nie było tam człowieka żadnego,
Aby poratował Jezusa miłego.

Uczniowie co byli najlepsi, uciekli
Inni się Jezusa z bojaźni wyrzekli.
A zaś inni z dala się błąkali
I z Matką Najświętszą rzewliwie płakali.

Zapłaczże  człowiecze, rozważ to u siebie,
Jak okrutne męki, co Jezus dla Ciebie
W tej piwnicy dla twojej miłości
Cierpiał za twe brzydkie ciała wszeteczności.

Od płochej gawiedzi okrutnie męczony,
W tej brudnej i zimnej wodzie zanurzony,
Ze wszystkich stron bity, katowany
I do słupa z kamienia mocno przywiązany.

Tu Go znowu na nogi stawiali,
I szmatą okropną Mu oczy wiązali,
Pięściami Go między oczy bili,
,,Kto bije, Jezusie prorokuj" mówili.

Z brody, z głowy włosy najświętsze targali,
Na twarz Jego śliczną, w oczy Jego plwali,
Tak bezwstydnie wołając, bluźnili,
I w nieludzkiej złości srodze złorzeczyli.

A gdy się już nad Nim jedni zmordowali,
To Go wypoczętym innym w ręce dali,
Jedni drugim rady udzielali,
By najboleśniejsze męki wymyślali.

Kościół święty wiernym tych mąk nie objawia,
Nie śmiejąc, bo Jezus dla siebie zostawia,
Co On cierpiał, na sądzie objawi,
Wszystkich winowajców w strach i rozpacz wprawi.

Za te wszeteczności ludzkie Jezus cierpiał
Największe boleści i żałośnie jęczał.
Niech te męki Jezusa, boleści
Będą nam w pamięci aż do samej śmierci.


Idąc od Piłata do Heroda


Już trzeci ten sędzia i niesprawiedliwy
Posyła Jezusa czwartemu na dziwy
Herodowi, królowi pysznemu,
By Jezusa sądził, całkiem po swojemu.

Źli ludzie, jako lwi, Jezusa targali,
Bili i szarpali, inni popychali,
Że posłani do Heroda byli,
To się jeszcze więcej nad Jezusem mścili.

Człowiecze, pamiętaj na Jezusa tego;
Nie mścij się, nie gniewaj na bliźniego twego.
Obmawiasz go, albo go szkalujesz,
To Jezusa szarpiesz, Jezusa katujesz.


Idąc z powrotem od Heroda do Piłata


Pyszny Herod sądzić już Jezusa nie chciał,
Piłatowi Go znów napowrót odesłał,
Słudzy w złości dzikiej rozjuszeni,
Z Jezusem tak spieszą z góry, jak szaleni.

Już Jezus w słabości nie może nadążyć,
Nad Nim kaci jak sępy zaczynają krążyć;
Szarpią Jezusa, biją, popychają,
Aż Zbawiciel upadł, tak nim pomiatają.

Podźwignij że człowiecze Jezusa słabego,
Przez poprawę życia, żałość serca twego,
Przez jałmużnę daną ubogiemu,
Będziesz ku pomocy Jezusowi twemu.


Idąc od Piłata po osądzeniu na śmierć Pana Jezusa do Włożenia Krzyża


Już najdroższy Jezus jest dekretowany
I na śmierć okrutną, krzyżową skazany;
Krzyczą mieszkańcy całej Palestyny:
Niech Krew Jego na nas i na nasze syny.

Niech się moje serce do żalu porusza,
Gdy ubiczowanego tak widzę Jezusa,
Aż do kości z ciała ubitego,
I do dźwigania krzyża gwałtem zmuszanego.

Idzie Jezus po krzyż w cierniowej koronie,
Widać otwarte rany, cierniem skute skronie;
I przy krzyżu klęka, krzyż całuje,
Bogu – Ojcu swojemu za ten dar dziękuje.

Przypatrz się, człowiecze, Jezusowi Twemu,
Jak dziękuje za krzyż Ojcu niebieskiemu,
A gdy na cię słusznie co Bóg spuści,
To Mu nie dziękujesz, narzekasz we złości.


Idąc od Wzięcia Krzyża do Pierwszego upadku


Wielka ciężkość krzyża Jezusa miłego
Do ziemi przygniata, tak osłabionego;
Drży, trzęsie się, na nogach się chwieje,
Złość oprawców szydzi i z Niego się śmieje.

Ach, czyjeżby serce tu nie zapłakało
Nad Jezusem miłym łzy nie wylewało,
Tak słabego widząc, omdlałego,
Z ochotą i ofiarnie krzyż swój niosącego.

Tak dolegliwości, strapienia, zawały,
Są to krzyża Jezusa prawdziwe udziały.
Obdarzy cię Bóg, człowiecze, takimi,
Z ochotą i pokorą trwaj mężnie pod nimi.



Idąc od Pierwszego upadku do spotkania Pana Jezusa z Matką Najświętszą


Pod krzyżem swym Pan Jezus upada, utyka,
Ach, choć tak wiele cierpi, nie unika,
Choć słaby, dźwiga bez narzekania
Do wyznaczonego sobie krzyżowania.

Tak i ty, człowiecze, wszystkie te cierpienia,
Utrapienia, smutki, znoś bez złorzeczenia,
Chociaż długo znosisz do starości,
To ci Bóg nagrodzi w niebieskiej wieczności.

Okrutne biczowanie, Jezusa cierpienie,
Takie Matce Najświętszej sprawia osłabienie,
Iż niewiasty, które przy Niej były
Spośród tłumu ludu omdlałą cuciły.

Z płaczem tę Najświętszą Matkę ratowały,
I jakiś czas długi z Nią się zatrzymały,
Jezusowi dekret odczytano
I z krzyżem Go z miasta już wyprowadzano.

Ach, Matka Najświętsza, gdy się spamiętała,
To żałosnym głosem do nich powiedziała:
,,Idźmy, idźmy, pragnę Syna mego
Widzieć, gdy można, raz jeszcze żywego."

Wąską, bliższą drogą płaczące śpieszyły,
A Matkę Najświętszą z sobą prowadziły.
I zabiegły drogę orszakowi temu,
Z wojska i narodu mnóstwa złożonemu.

Ludem zatłoczona ta ulica kręta,
W niej Matka Najświętsza stoi jak zaklęta.
Słyszy hałas, krzyk ludu różnego,
Widzi Syna swego krzyż już niosącego.

Ach, tak żalem zraniona i łzami zalana,
Poprzez tłumy wojska zbliża się do Pana,
Lecz nie może mówić, mowę utraciła,
Całuje Go tylko Matka nasza miła.

Kamienne byś serce, człecze, w piersi chował,
Gdybyś tu z Maryją żalu nie folgował,
Gdy rozważysz boleść, którą mieli
Jezus z Matką swoją, kiedy się zetknęli.

O, wszystkim żałośnie potrzebaby płakać,
Bo i nas to nie minie, trzeba się potykać
Ze straszną śmiercią, która kiedyś przyjdzie,
A wtenczas ten płacz nasz pocieszać nas będzie.


Idąc od spotkania z Matką Najświętszą do Cyreneusza


Jezus tak zmęczony i sponiewierany,
Ani snem, posiłkiem nie był posilany,
I żałością Matki swej uderzony
Dalej iść nie może, trzeba Mu obrony.

Krzyż Mu spadł z ramienia, pod którym osłabnął,
Był już tak umarły i sobą nie władnął,
Bluźnili Mu słowami, szarpali,
By w drodze nie umarł, tak Mu pomoc dali.

A Jezus spogląda na tego człowieka,
Okiem miłosierdzia, na Cyrenejczyka,
Pobudza go do wielkiej ofiarności.
Że dźwignął krzyż z Jezusem z chęci i miłości.

I na nas tu wszystkich mile, miłosiernie
Spogląda Pan Jezus, pragnie byśmy wiernie
Służyli Mu, litość nad Nim mieli,
Smutki, utrapienia, chętnie znosić chcieli.


Idąc od Cyreneusza do Weroniki


Jezus pośród wojska pod krzyżem idący
Ku bramie zachodniej się przybliżający,
Gdy niewiasta wyszła z swego domu,
Przez tłumy wojska ciśnie się ku Niemu.

Tać to niewiasta była Weronika
Czyli Serafia, przed Jezusem klęka,
Płacze, pragnie Jezusa napoić
I napojem godnym cierpienia ukoić.

Lecz oprawcy, którzy przy Jezusie byli,
Napoju onego dać nie pozwolili,
Tak tuwalnią, co w ręce dzierżyła,
Twarz świętą Jezusa pełną krwi obmyła.

Za tę dobroczynność Jezus ją nagrodził,
Na tej jej tuwalni twarz swoją wyraził,
Że żałość, płacz miała dla mąk Jego,
Dał jej już zadatek zbawienia wiecznego.

My wszyscy zbawienia wiecznego pragnijmy,
Nad męką Jezusa żałośnie westchnijmy.
I w Nim samym znajdziem ubogiego,
Łzy otrzeć, nakarmić, pogrześć ciało jego.


Idąc od Weroniki do Bramy Zachodniej


Najświętsza Maria w tej to bramie stała,
Wyżej na wzniesieniu, by dobrze ujrzała
Syna Swego najukochańszego,
Aby ostatni raz jeszcze przemówić do Niego.

A gdy Go ujrzała w bramę wchodzącego,
Słabego, zmęczonego, już się chwiejącego,
W żalu wielkim: "Synu" zawołała,
Już jak bez życia, padła i omdlała.

A gdy miły Jezus głos Matki usłyszał,
Podniósł głowę i oczy, chociaż ledwie dyszał,
Jednak szarpnięty tej wielkiej słabości,
Pada ciężko na ziemię i leży we mdłości.

Ach, kopią nogami po Najświętszym Ciele,
Inni jeszcze depczą, przeklinają wiele,
Szarpią, biją, na nogi stawiają,
Na ramiona ciężki krzyż znowu Mu wkładają.


Idąc od Bramy Zachodniej do Płaczących Niewiast


A niewiasty, które wyżej były stały,
I Matkę Najświętszą w mdłości ratowały,
Jak bez duszy ledwie przecie żyła,
Co tu Jej Syn ucierpiał, na wszystko patrzyła.

Tak mówi: Narodzie, od Boga wybrany,
I cóż ci zawinił mój Syn ukochany,
Bijesz, depczesz, kopiesz Go do woli,
Za to, że cię wywiódł z Egipskiej niewoli?

Tak i do nas ludzi zdaje się przemawiać
Ta Najświętsza Matka, gdy kogo obmawiać,
Przeklinać chcesz, pomstować i chłostać,
W łasce u Maryi już nie możesz zostać.

Niewiasty w tym miejscu Jezusa płakały,
Ale grzechy, złości w swoich sercach miały,
Tę odpowiedź Jezus im tu daje,
By wprzód opłakały synów obyczaje.

Do ludzi, co w grzechach i gniewie zostają,
Wyznać grzechy, odpuścić ochoty nie mają.
Mówi Jezus: Chociaż nade Mną płaczecie,
W grzechach, w złościach u Mnie łaski nie znajdziecie.

Z żałością człowiecze, grzechy swoje wyznaj,
Żałuj za nie szczerze, z bliźnim się pojednaj.
Nad Jezusem, gdy się smucisz szczerze,
Łaskę miłosierdzia od Niego odbierzesz.


Idąc od Płaczących Niewiast do Trzeciego Upadku


Z boleścią, człowiecze, tu pomyślij sobie,
Jak pod tę górę ciężko iść jest tobie,
Choć nie dźwigasz nic, trudno ci tchu złapać,
Jak tam Jezusowi ciężko było stąpać.

On dźwigał krzyż ochotnie, choć nie bez udręki,
Widząc już jak bliski koniec Jego męki.
Znoś, człowiecze, cierpliwie boleści
W chorobie, gdy bliska chwila twojej śmierci.

Jezus zmordowany pod górę idący,
Słaby, po trzeci raz tu upadający;
Źli katowie srodze Go krzywdzili
I Cyreneusza już precz odprawili.

Tak okrutnie bicze Jezusa smagały,
Aż duchy niebieskie rzewliwie płakały,
Widząc, jako Bóg, Pan nieba i ziemi,
Nogami kopany jest świętokradzkimi.


Idąc od Trzeciego Upadku do Kaplicy Obnażenia


Jezusa za włosy na nogi stawili,
Jako zajadłe lwy, krzyż na Niego wrzucili,
Na ramiona, tak Go ciągli, pchali
I na górę wyżej z Nim postępowali.

I my też postępujmy, córki i synowie
Adama i Ewy, nędzni potomkowie,
Wyżej w górę, z boleścią, z żałością,
Gdzie zdzierają szaty z Jezusa, z chciwością.





Mira

Idąc od Obnażenia do Ukrzyżowania


O, widziałaś duszo Jezusa nagiego,
Ze wszystkich szat Jego już obnażonego.
Rany Jego wszystkie odnawiali,
Gdy szaty przyschnięte do ciała zdzierali.

O zalej się łzami, boś ty może była,
Któraś Jezusowi rany odnowiła.
Przez śmiertelne grzechy nieczystości,
Zadałaś ty Jemu największe srogości.

Przez niewstydy twoje obnażyłaś Pana,
To dla Niego boleść i największa rana;
Zawsze z ciała Jego szaty zdzierasz,
Gdy na świadomy grzech serce swe otwierasz.


Przy Ukrzyżowaniu


Duszo chrześcijańska, któraś obchodziła
Męki Jezusowe, które Ojciec zsyła,
Już te męki ostatnie, straszliwe,
Uczyń twoje serce bardziej żałośliwe.

A gdy już z Jezusem na górze stanęli
I tak Nim gwałtownie o ziemię cisnęli,
Cierpiał, płakał z serdecznej żałości
I modlił się za ich wielkie nieprawości.

Kładzie się sam na krzyż, ażeby ich skruszyć,
Tą swoją pokorą, aby ich poruszyć
Do najmniejszej nad sobą litości;
Wszystko nadaremnie, trwają w swojej złości.

Jeden kat Jezusa piersi kolanami
Tak mocno przycisnął – zalejmy się łzami,
Drugi w prawą dłoń wielki gwóźdź wbija,
Wstrząsnął dreszcz ciałem Jego, zadrgała i szyja.

Inni zaś oprawcy powróz przywiązali,
Do lewej ręki Jego, mocno naciągali,
Iż trzeszczały w ciele żyły, kości;
Płaczmy nad Jezusem w serdecznej żałości.

Tak po przybiciu rąk, nogi przybijali,
Które wprzód okrutnie na dół wyciągali,
Iż żyły się w świętym ciele rwały
I kości ze stawów swych powychodzić chciały.

Ach, żałośnie cierpiał Pan Jezus i bolał,
Do Ojca swego niebieskiego wołał:
,,Boże, Ojcze z nieba wysokiego,
Wrogom moim, proszę, nie licz grzechu tego."

O popatrz się, prochu w nędznej poniewierce,
Jak się Jezus modli za swoje morderce;
A ty nie chcesz innym win darować,
Jak się od Jezusa masz łaski spodziewać?

Już Jezus przybity, z krzyżem podniesiony,
W wielkich on boleściach będąc tak zmęczony,
Tak Mu jeszcze boleści dodają,
Gdy z Jezusem krzyż w dół gwałtownie spychają.

Wisi już na krzyżu, umiera z pragnienia,
Za nasze to grzechy, nasze przewinienia.
Zapragnijmyż już żyć w pobożności,
Dla Jezusa życie prowadzić w świętości.


Przy Grobie Pana Jezusa


Już zakończył życie Jezus ukochany,
Za grzechy to nasze jest już pochowany,
Tu w tym grobie leży nasz Zbawiciel,
Nasz najlepszy Ojciec i nasz Odkupiciel.

O człowiecze, zbudź się do żalu szczerego,
Może tu przy grobie Jezusa miłego
Ostatni raz jesteś, już nie będziesz
Bo z tego świata przed sąd Jego pójdziesz.

A jak się tam stawisz, gdy tu w oziębłości
Nad męką Jego nie znałeś litości,
I za swojeś grzechy nie żałował
I nigdy poprawić życia nie próbował.

O zalej się łzami, stojący przy grobie
Jezusa, a może niedługo i tobie
Przyjdzie pójść do grobu ciemnego,
O zapłacz tu gorzko, popraw życia swego.

I proś: O mój Jezu, do grobu włożony,
Niech przez Ciebie będę na sercu skruszony,
Niech łzy toczę i płaczę serdecznie,
Iżem obraził Boga mego wiecznie.

Ofiaruję Tobie, drogi Zbawicielu,
Duszy mojej grzesznej, o Odkupicielu,
Wszelkie trudy, modlitwy i pienia,
Przyjm łaskawie proszę, daj łaskę zbawienia. Amen.

knrdsk1

Miro!
Bardzo Ci dziękuję za pracowite przepisanie tej dłuuugiej pieśni!

W Wielki Poniedziałek odśpiewaliśmy ją całą, trwało to ok. 1h 15' (~75'). Bardzo jest ciekawa, niestety wymaga wielkiej uwagi i czytania wcześniej tego, co będzie się śpiewać, gdyż wiele wersów ma mniejszą liczbę sylab, zdarzaja się też, znacznie rzadziej co prawda, wersy o liczbie sylab nieco większej. Śpiewacy "z ludu" z pewnością radzą sobie z tym bez żadnego problemu, dla wykształconego śpiewaka będzie to jednak trudna sztuka. Ale i doświadczenie ciekawe, polecam spróbować, najlepiej w kilka osób (my śpiewaliśmy w 4 osoby).

Pozdrawiam wszystkich którzy zmierzą się z tą pieśnią (na czele z pracowitą i zawziętą w pracy Mirą)!

Kyllyan

A w jakim tempie spiewaliście? Zastanawiam się czy nie dałoby sie "zmieścic w 60 minutach.

knrdsk1

Wiesz co, no wszystko się da, pytanie tylko "po co". Tempo śpiewu zależy od wielu czynników, m. in. liczby śpiewaków (nas było czworo) i kubatury pomieszczenia (właściwie jest pieśń przeznaczona na dróżki kalwaryjskie, więc trudno tu pisac o kubaturze; my śpiewaliśmy w bardzo wysokiej zakrystii barokowego kościoła). Zajęło nam to tyle ile zajęło, zapewne komu innemu zajmie inną jego ilość (czekam na relacje! :-D), na mój gust śpiewaliśmy i tak o kilka % zbyt szybko (nie zawsze udaje mi się pohamowac młodych spiewaków), jeśli chciałoby się zaśpiewac to aż o 25 % szybciej, no to juz kompletnie żart raczej, a nie spiew. Śpiew piesni musi mieć swoją siłę i wagę, nie może być za szybki! Niestety księża i organiści zbyt często nie zdają sobie z tego sprawy, "popędzając" wiernych przy pomocy mikrofonu i głośników... no ale oni maja swoje mikrofony i wydaje im sie że Lud jest w stanie zaśpiewać tak jak oni. To nieprawda, "na kościele" czas śpiewu jest zupełnie inny!

Kyllyan

Ano, jest tak w "mojej" parafii, że każda Drogę Krzyżową w Wielkim Poście przygotowuje inna Wspólnota i ma na to 69 minut ;)
No, ale mam caly rok na planowanie, więc cos wymysle. W kazdym razie spodobał mi sie pomysl odspiewania tej własnie Drogi.