Psalm 141: Domine, clamavi ad Te, exaudi me

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 07-06-2007, 22:00:10

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

Psalm 141
Domine, clamavi ad Te, exaudi me

Ciebie, Ojcze, wzywam, łaskawy, Ty moje
Racz uprzejme prośby przyjąć w uszy swoje;
Prośba za kadzidło, rąk złożenie, Panie,
Niech Ci za wieczorną dziś obiednią zstanie.

Chciejże naprzód język mój zapieczętować,
A pod strażą, Panie, usta moje chować;
Chciejże także umysł obracać ku cnocie,
Aby się nie chylił namniej ku sromocie.

Niech się ja o żadną praktykę nie kuszę,
Która by na potem szpecić miała duszę;
Nie chcę u wszetecznych ludzi szukać rady
Ani na ich długie pozwolę biesiady.

Wolę, że mię człowiek uderzy cnotliwy,
Niż mię ma balsamem natrzeć niewstydllwy.
Nie chcę ich, i owszem, proszę zawżdy Pana,
Aby złość ich była widomie karana.

Sędziowie niewierni, zdrajcę przełożeni,
Bodaj z ostrej skały na szyję zrzuceni
Świata dokonali, a tam więc wspomnieli,
Jako zdrowe słowa ode mnie słyszeli.

Jako łomną ziemię pługiem rozsypują,
Tak się we mnie kości moje rozstępu ją
Strachem srogiej śmierci; Boże, mój obrońca,
W Tobie samym ufam, nie gub' mię do końca!

Strzeż mię od fortelów ludzi nieżyczliwych,
Abych się nie pobił w ich sieciach zdradliwych;
Daj, abych ja minął ich sidła, a one
W ichże własnych siatkach widział uplecione.

ania_s

Franciszek Karpiński

PSALM CXL
Domine clamavi ad te.


Ten Psalm złożony od Dawida wygnańca uciekającego przed gniewem Saula; zażywany był i od wygnańców Babilońskich. Prosi w nim Psalmista, ażeby we wszystkiém szczególnie był od Boga rządzony, aby albo językiem przez niewstrzemięźliwość, albo uczynkiem nie upadł. W kościele wschodnim, za świadectwem Chryzostoma, ten Psalm śpiewany bywał codziennie przed wieczorem, dla zjednania odpuszczenia grzechów.

Panie! wołałem do ciebie,
Wysłuchay mię w mey potrzebie!
Niech mi Bóg ucha pozwoli,
Kiedy go wzywam z złey doli.

Niech ma prośba przed cię wnidzie,
Jak kadzidło w górę idzie,
Które ci lud twóy pokorny,
W ofierze pali wieczorney.

Przy języku, przy mych ustach,
Połóż straż swą, by w rozpustach
Serce złość nie popełniało,
A potém ją za nic miało.

Niechay z temi, którzy złości
Lubią pełnić w skrytości,
Spółki żadney nigdy nimam,
Ani się ich zboru trzymam.

Niech mię jaki człek cnotliwy
Napomina, kiedym krzywy;
A grzeszników pochlebianie
W uszach moim nie postanie.

Nie złączę się z bezbożnemi,
Potępiam ich z dzieły swemi:
Ci, których na czele mieli,
Stłuczeni o głaz, zginęli.

Strwożeni tą klęską swoich,
Wreszcie chwycą się słów moich;
„Że się rozsypiem z kościami,
„Jak grunt zorany pługami.”

A ja do ciebie, móy Panie!
W którym moje zaufanie,
Oczy obracam spłakane,
Niech jeszcze żywy zostanę.

Broń mię od sideł, co wrogi
Zewsząd kładą na me nogi,
I żeby mię nie gorszyli,
Ci, co nieprawość pełnili.

Niechay swém sidłem związany
Grzesznik padnie uwikłany;
Ja Pańską ręką wiedziony,
Niechay przeydę niedotkniony.