Problem katolickiego analfabetyzmu muzycznego

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 07-11-2007, 21:30:37

Poprzedni wątek - Następny wątek

Adam z Gor

Artykuł dobry, by nie rzec - bardzo dobry. Jutro nakłonię podstępnie do jego przeczytania mego pracodawcę - wielkiego miłośnika gitar i wszelakiego "komiksu muzycznego". Ciekawe, czy coś do niego dotrze? Pozdrawiam wszystkich.

marian7

Problem jest i to nawet głębszy niżby się wydawało. Lata 60 i 70 zapoczątkowały msze bitowe, (w kościele św. Teresy w Łodzi w 1964 r. grali Czerwono-Czarni np.) Niestety w latach 90 dobił nas sam kościół. Ekonomia sobie, a "rzeczywistość" sobie. W miejsce jednej parafii powstało kilka, (Retkinia w Łodzi: w miejsce jednej parafii, kiedyś wiejskiej, powstało pięć). Spowodowało to rozbicie na mniejsze grupy, zaczęły się rozpadać chóry, schole. Niby powstawały w nowych parafiach takowe, ale istniało to krótko i niewiadowmo dlaczego śpiewanie stało się "niemodne". Dziewczyny zaczęły się czerwienić ze wstydu na samą myśl o publicznym śpiewie, bo co powie chłopak itd. Dla mnie, jako młodego chłopaka była to jakaś nobilitacja, teraz wołami się nie zaciągnie starszych dziewczyn, od gimnazjum począwszy, a o chłopakach należy zapomnieć. W dorosłym chórze pozostały niedobitki rencistów i z zespołu ludzi chętnych do śpiewu, w większości bez znajomości nut, bez znajomości emisji, "bo na to szkoda czasu" zrodziłą się grupka za nic mająca śpiew wielogłosowy. Regres i jeszcze raz regres, a pryncypał na to, a może by pan wziął gitarkę i z ludźmi razem pośpiewał? Szlag mnie trafia. Rzeczywistość jest okrutna.

Hyacinthus z Rządkowic

Niestety wobec fałszywie rozumującego duchowieństwa, które popiera i promuje owe "scholki" (nie mylić ze scholą liturgiczną w rozumieniu dokumentów Kościoła!) jesteśmy zwykle bezradni. No bo i cóż może powiedzieć czy zrobić organista czy inny muzyk, jeśli rozwydrzone dorastające paniusie miałczące przy rozstrojonej gitarze dawno już sterroryzowały księży, którzy obawiają się, że "scholka" się obrazi i nie przyjdzie. Moja odpowiedź brzmi zwykle: Dokumenty Kościoła obowiązują nas wszystkich bez wyjątku, i albo paniusie muszą poddać się określonym rygorom repertuarowym i wykonawczym, stając się scholą liturgiczną we właściwym tego słowa rozumieniu, a jeśli nie - to niech nie przychodzą, no bo co z tego że są, skoro dokonują permanentnej profanacji liturgii ?!  Nie byłbym nawet ostentacyjnym rygorystą, i pozwolił zaśpiewać jedną piosenkę powiedzmy po rozesłaniu, czyli de facto poza Mszą, czy nawet na uwielbienie, ale... reszta śpiewów powinny być to pieśni zaaprobowane do użytku liturgicznego i akompaniowane na odpowiednim instrumencie, czyli organach, a schola powinna w nich uczestniczyć prowadząc śpiew Zgromadzenia.


Elementarne zarzuty jakie trzeba postawić "scholkom" są następujące:

1. Repertuar nie jest zatwierdzony do użytku liturgicznego, a wręcz zakazany przez Instrukcję Episkopatu Polski z roku 1979. Treści religijne, czy też ocierające się ledwie o tematykę religijną są wyrażone w sposób trywialny, a "muzyka" często korzysta z zapożyczeń z piosenek świeckich, których wykonanie w liturgii w ogóle jest niewyobrażalne - np. słysząc wstęp do scholkowego "Baranku Boży" mam wrażenie, że za chwilę zabrzmi piosenka "Małe pieski dwa...".

2. Repertuar ten podlega modom, tak jak piosenki świeckie; czyli "kawałek" jest hitem przez pół roku, a potem jest już stary i nudny. Skutek tego jest taki, że co kilka miesięcy zmienia się zestaw śpiewanych piosenek i ludzie  nie mają żadnych szans by cokolwiek z tego zapamiętać, w efekcie nie znają żadnych śpiewów kościelnych. Najlepszy przyklad został już wyżej pokazany, gdyby dzisiejszej młodzieży powiedzieć, że kiedyś były Msze beatowe, czyli śpiewano w Kościele repertuar w stylu Czesia Niemena czy Skaldów, to by się postukali w czoło.

3. Modny aktualnie repertuar jest śpiewany bez żadnego związku z treścią Liturgii i bez zwracania uwagi na zmieniające się okresy liturgiczne.


Jak na ironię, próby wykonywania chorału gregoriańskiego napotykają opór ze strony niektórych księży, bo ich zdaniem "wyłącza to ludzi z czynnego uczestnictwa", ludzie "nie rozumieją" itd. Obawiam się, że jakiekolwiek reformy czy inne ruchy wykonane niechby przez samego papieża zmienią niewiele, bo przecież prawodawstwo jest, ale jest notorycznie "olewane". Powoli tracę nadzieję, że kiedyś będzie normalnie...

marian7

Polecam do przeczytania
www.kkbids.episkopat.pl/anamnesis/33/3c.htm odnośnie nas organistów.
Wszystko pięknie, tylko psu na budę takie gadanie. Zwierzchnicy sobie, a w parafiach? "Jezus, Maryja" koniec cytatu.
Moja aktualna schola, szczątkowa nie chce się uczyć pieśni kościelnych, bo to wszyscy śpiewają. Poco nam to, a no po to, żebyś pamiętała przez całe swoje życie. Sam mam problemy z pieśniami, których się uczyłem jak chodziłem do kościoła z rodzicami czy z babcią. Np. w pieśni Pod Twą obronę 2 zwr. kończy się "Boś Ty nam tarczą, Boże Ojcze nasz", a ja byłem nauczony "Boś Ty nam zastaw" (myślę, że chodziło tu o osłonę) i jak nie patrzę na ekran, to oczywiści z głowy, czyli z niczego śpiewam po staremu. według tego artykułu (w/w adres) ks. biskup nie uważa nawet organów elektrycznych, montowanych zwłaszcza w nowych kościołach, uważając i słusznie, że nie jest to instrument prawdziwy, pisze też, że organista bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za kształt liturgii. Zaraz potem dodaje jednak, że prowadzi śpiew celebrans. No i po kłopocie. Zresztą przeczytajcie, warto.

Hyacinthus z Rządkowic

Ksiądz biskup jest specjalistą od innych zupełnie spraw, profesorem nawet, ale... w temacie tym popełnia tak wiele różnych drobnych niedomówień i z tak wielu drobiazgów nie zdaje sobie sprawy, że lepiej aby nie wypowiadał się aż tak ostentacyjnie i kategorycznie. Na prędce zauważone drobiazgi:

1. Psalm responsoryjny i Alleluja są owszem częściami Liturgii Słowa, ale mają zupełnie różny charakter i znaczenie - i kategoryczne upieranie się, że Alleluja ma być wykonywane zawsze z ambony nie jest do końca słuszne.

2. Według dokumentów Kościoła śpiew Zgromadzenia prowadzi schola liturgiczna lub kantor. Zwyczajnym zaniedbaniem i wygodnictwem jest, że w Polsce organista wykonuje jednocześnie swoje zadania, funkcję kantora, psałterzysty (o zgrozo! - a przy okazji operatora rzutnika co jest polskim ewenementem). Stawianie sprawy w ten sposób, że śpiew prowadzi ksiądz, lub ksiądz razem z organistą świadczy o całkowitym niezrozumieniu spraw elementarnych: ksiądz podczas większości śpiewów ma swoje własne funkcje i "wcinanie się" przezeń na dwa wersety pieśni dezorganizuje śpiew; poza tym prawa akustyki (ksiądz jest oddalony kilkanaście/kilkadziesiąt metrów od organów i organisty) sprawiają, że zawsze będzie śpiewał ułamek sekundy później, tak więc mamy dwóch solistów śpiewających nierówno i w tych warunkach nie ma co liczyć, że ludzie będą w ogóle chcieli śpiewać. Tak więc w tych częściach gdzie ksiądz śpiewa wraz ze Zgromadzeniem nie powinien ryczeć do mikrofonu, a wręcz odsunąć się lub mikrofon wyłączyć; jeśli kościół ma dobrą akustykę to organista powinien nadawać odpowiedni rytm sugestywnym akompaniamentem; jeśli akustyka jest trudna - może dyskretnie wspomagać śpiew wiernych, ale nie górować głosem nad nieudolnie miętolonym "akompaniamentem". Dynamika i registracja (wielu "organistów" nie wie że takie coś istnieje) nie powinna być jak chce ks. biskup tylko tłem dla śpiewu, ale powinna być dostosowana do ilości wiernych i charakteru śpiewu, i bynajmniej nie chodzi o zagłuszanie wiernych, ale trudno sobie w Boże Narodzenie wyobrazić kolędę Gdy się Chrystus rodzi, a w zwykłą nawet niedzielę Gloria na sumie zagrane inaczej niż w małym pleno, analogicznie Agnus Dei nawet przy pełnym kościele należy zagrać maksymalnie w dynamice "mf" i na głosach raczej ciemniejszych, stonowanych.

Pomniejszych nieścisłości jest całe mnóstwo, trudno wszystkie od razu wychwycić.

marian7

Jest jeszcze jeden kwiatek. Niektóre śpiewniki tzw. młodzieżowe posiadają Impimatur.

Hyacinthus z Rządkowic

Iprimatur to zezwolenie na druk z określeniem, że zawarty w książce tekst nie jest sprzeczny z zasadami wiary i moralności katolickiej.

Natomiast zezwolenie na użytkowanie jakiegoś śpiewnika podczas oficjalnej liturgii to sprawa calkiem oddzielna - i o takowe w odniesieniu do śpiewników zawierających piosenki pielgrzymkowe i inne "odpady" nikt nie występuje - bo ma świadomość, że nie uzyska, albo wręcz dostanie zakaz publikacji.

marian7

Racja, ale w praktyce wygląda to niestety inaczej. Niestety jest to smutne, ale niektóre z tych "pieśni" mających imprimatur są tak same w sobie sprzeczne, że nie wiem, poco zostały wydrukowane, a do tego zdaniem niektórych, są zgodne z liturgią. Panie J. jest to niestety prawdziwe. Za kilka, czy kilkanaście lat będą tylko w niektórych kościołach relikty naszego pokroju. I tyle.

knrdsk1

Panie Marianie, proszę nie popadać w zwątpienie. Czyż nie po to powstało niniejsze forum aby nie dać zginąć starym pieśniom? Nie jest łatwo, ale przecież nie można się poddawać! Tylko by te stare pieśni śpiewać, uczyć ludzi, przekazywać je dalej. Czasy są takie jakie są, wygodnictwo i łatwizna - nie tylko przecież muzyczna - tryumfują, ale proszę pamiętać że już i Mioduszewski w przedmowie do swojego śpiewnika z 1838 r. narzekał na stan śpiewów w Kościele. Minęło 170 lat! I nadal narzekamy - ale przecież znaczy to także że być może i za kolejnych 170 lat, a może i za 1700, świadomi muzycy Kościoła będą narzekać ;-) nie zaniedbując jednak tych pieśni, które i X. Mioduszewski i teraz my sami - uważamy za najcenniejsze!  8)

marian7

#10
Odpowiem jednym, z ostatnich tygodni, przykładem. Zaśpiewałem na Komunię "Jezu, Jezu do mnie przyjdź", ... a cóż to za piosenka, nie słyszałem tego nigdy, sam pan napisał? (Kapłan z 30 - letnim przeszło stażem). Moim skromnym zdaniem stanowisko władz jest niestety niejednoznaczne. Imprimatur to jest dla wielu księży, zezwolenie na śpiew w kościele. To jest sedno sprawy. Proszę przeanalizować propozycje śpiewów choćby w kalendarzach liturgicznych i witrynach internetowych.
No to ja mam tylko tyle do powiedzenia.