Psalm 114 (113a): In exitu Israhel de Aegypto

Zaczęty przez Tomek Torquemada, 07-06-2007, 21:33:39

Poprzedni wątek - Następny wątek

Tomek Torquemada

Jan Kochanowski
"Psałterz Dawidów"

Psalm 114
In exitu Israhel de Aegypto

Na ten czas, gdy Żydowie dostawszy swobody
Bystre Nilowe żegnali wody,
Wielka tam na nich łaska Pańska się znaczyła
I niepodobna ku wierze siła.

Morze patrząc uciekło; także Jordanowy
Obrócił się wspak strumień do głowy.
Góry capom podobne wesołym, a skały
Jako jagnięta młode skakały.

Morze, czemuś uciekło? Przecześ, Jordanowy
Strumieniu, wspak się wrócił do głowy?
Góry, czemuścic capom podobne skakały?
A wy, by młode jagnięta, skały?

Bytność Pańską i góry, i rzeki szalone,
I morze czuło nieu jeżdżone,
Który z krzemienia zdroje, a z twardej opoki
Mocen wycisnąć strumień głęboki.

silvarerum

Franciszek Karpiński

Psalm CXIII

In exitu Israhel de Aegypto

W wielu rękopismach Hebrayskich ten Psalm na dwa Psalmy rozdziela się; że od tego wiersza „Nie nam Panie, nie nam.” zaczyna się Psalm 115. u Żydów. Pierwsza część napisana od niepewnego autora; druga albo od Moyżesza, kiedy przy morzu czerwonem od Egipcyanów byli oblężeni Izraelici, albo od Ananiasza, Mizaela i Azaryasza w piecu Babilońskim śpiewana albo od zaprowadzonych w niewolę Babilońską Żydów, złożona.


Kiedy z Egiptu Izrael wychodził,
Dom się Jakóba z więzów oswobodził.
Wielka tam, Panie! łaska twoja była,
I niepodobna ku wierzeniu siła.

Pęd morza razem na pół się rozsadził,
Jordan w tył wody swoje odprowadził;
Góry wzniesione, jak capy; a skały,
Jako wesoła jagnięta skakały.

Cóżto ci morze? kto cię tak rozdziera?
Kto twe Jordanie w tył wody odpiera?
Góry! czemuście, jak capy skakały?
I wy dla czego, jak jagnięta, skały?

Od twarzy Pana zostały wzruszone,
Ziemia i morze, i góry wzniesione!
On zdroje z głazów, a z twardey opoki
On wyprowadził swą ręką potoki.

Nie nam, o Panie! nie nam, ale twemu
Day Imieniowi chwałę nayświętszemu
Niechay wiadome i sławione wszędzie,
Twe miłosierdzie, twoja prawda będzie.

Niechay pohańce sprośni nie pytają:
„Gdzież teraz ich Bóg, któremu dufają?”
Nasz Bóg na niebie, cokolwiek zamyśli,
Wszystko się musi stać po jego myśli.

A ich bałwany ze srebra, ze złota,
Nic nie są, tylko ludzkich rąk robota:
Gębą nie mówią, okiem nie patrzają,
Uchem nie słyszą, i woni nie mają.

Ręką  nie ścisną, nie postąpią nogą,
Gardłem żadnego głosu dadź nie mogą:
Boday tak i ci, którzy je działają,
A owszem, którzy w nich nadzieję mają.

Izrael w Panu swe nadzieje stawił,
A on go wszelkiey przygody pozbawił:
Niech się na Pana spuści dom Aarona,
Jawna mu jego dobroć i obrona.

Niech mu dufają, którzy się go boją,
Bo krom wątpienia w łasce jego stoją;
Pan o nas pomni, Pan nas błogosławił;
Dom Izraela, Aarona, wsławił.

Każdemu łaskaw pobożnemu człeku,
Tak w małym, jako i dorosłym wieku;
Niechże swą łaskę pomnoży nad wami,
Nad wami, i nad waszemi dziatkami.

Pan wam na wieki będzie błogosławił;
Ten, który niebo i ziemię wystawił;
Niebo wysokie jego jest mieszkanie,
A ziemię ludziom oddał w używanie.

Nie martwi, Panie! będą Cię chwalili,
Ani ci, którzy pod ziemię wstąpili,
Ale my, którzy na świecie żyjemy,
Wiecznemi czasy sławić cię będziemy.


"Dzieła Franciszka Karpińskiego" wydanie stereotypowe Waleriana Krasińskiego, Warszawa 1830